niedziela, 31 maja 2015

11. "About love"

 Było późne popołudnie. Moje włosy swobodnie tańczyły na wietrze, tak jak im zagrał, a ja przechadzałam się po okolicy.
 Może akurat znajdę jakieś wyjście z tej pułapki? Ale czy aby na pewno jeszcze chcę się uwolnić? Czy chcę wrócić do tego świata, w którym cały czas żyłam? Chyba powinnam jeszcze zawalczyć. W końcu walczyć trzeba zawsze do końca.
Ukradkiem zauważyłam maleńką postać szwendającą się w pobliżu.
Skąd wiedziałam, że to Harry? Może stąd, że tutaj nie było nikogo innego oprócz naszej dwójki...
 Chłopak stał przy jakimś nie dużym głazie i rzucał w niego kamyczkami.
Stanęłam niedaleko niego nie wydając z siebie nawet najcichszych dźwięków.
Najwyraźniej nie zauważył mojej obecności, gdyż nie odwrócił się, a głaz wciąż był obsypywany pojedynczymi kamieniami.
 -Powiedz mi stary, co ty robisz, że laski tak na ciebie lecą?-spytał się kawałka tego twardego wymysłu natury.
 -Lecą, bo nimi rzucasz.-spostrzegłam słusznie lekko uśmiechając się w jego stronę. Brunet gwałtownie odwrócił się w moją stronę z dezorientowaną miną.
Widziałam jaki był spięty. Chyba chciał się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu wyszedł mu na twarzy nieprzyjemny grymas.
 -Długo tu byłaś?-spojrzał na mnie ze skupieniem.
 -Wystarczająco.-odparłam podchodząc bliżej do niego i do jego przyjaciela.
 -Pewnie myślisz, że mi odbiło?-zadarł pytająco brwi.
 -Troszeczkę...-wydusiłam z siebie i posłałam mu pocieszający uśmiech.
 -Tylko na niego popatrz... jest taki twardy. Żadna kobieta go nie złamie.-wyjaśnił całkiem poważnie. Na mojej twarzy od razu pojawiło się rozbawienie.
Zazdrościł mu? Jego łamią kobiety? Może ja go złamałam? Jestem silna, ale sama z siebie nie stłukłabym mu nawet ręki...
 Spojrzałam na niego spod moich długich rzęs.
 -Jeśli rzucałbyś w niego jeszcze trochę to pewnie któraś z nich by go zraniła.-rzekłam podążając tropem jego myślenia, które swoją drogą nie było normalne. Do jasnej cholery, on rozmawiał z kamieniem!
 -Mówisz moim językiem.-spostrzegł.-Nie sądziłem, że kiedykolwiek mnie zrozumiesz... Czy w ogóle będziesz chciała mnie zrozumieć. Przecież jestem dziwny! Uprowadziłem cię, zapomniałaś?
Tak nagle mi o tym przypomina? Przecież o tym wiem. Tak naprawdę cały czas go rozumiałam... w sumie to jest tak samo dziwny jak ja, i zdążyłam do tego przywyknąć.
-Jesteś wariatem. Cieszę się, że ty też to zauważyłeś.-uśmiechnęłam się zadziornie.
Lecz tak na prawdę tylko wariaci są coś warci. Czy Harry jest? Czy jest warty mojego ślęczenia tu?
W moich marzeniach to wszystko inaczej wyglądało... Moje życie było lepsze. Hmm, jakby to nazwać... byłoby po prostu inne. Myślałam, że spotkam uroczego chłopaka, który na samym wstępie zawstydzony zapyta "Hej mała, chcesz takiego pedała?" No dobra, może z tym pedałem to trochę przesadziłam, ale to nie zmienia faktu, że moje pierwsze spotkanie z ukochanym byłoby wielkim przypałem, z którego moglibyśmy śmiać się po latach.
Wyobrażałam sobie jak mój ukochany pewnego dnia uklęknie przede mną i wypowie te trzy magiczne słowa. Nie.., i wcale nie chodzi o "Zawiąż mi buta".
Która nie pragnie prawdziwej, nieskazitelnej niczym diament miłości? Odpowiedź jest prosta, jak moja krzywa ściana w pokoju! Każda chce ją spotkać. Chociaż czasem nie każda może. Tak jak ja. Nawet najpiękniejsze dziewczyny na świecie czasem nie mogą znaleźć tego jedynego. A nie trudno wyobrazić sobie taką dziewczynę, hm, wygląda mniej więcej jak ja. I dlaczego takie ślicznoty są samotne albo nie daj Boże spotykają na swojej drodze takich chłopaków jak Harry?
A właśnie Harry!
 -Chanel?-wymachiwał mi przed oczyma rękoma. Spojrzałam na niego z poirytowaniem.-Jesteś jakaś nieobecna.-stwierdził.
 -Marzyłam.-ucięłam krótko.
 -O czym?
 -O miłości.
 -Byłem tam ja?-spytał jakby to było coś normalnego.
Niby mam marzyć o nim? Jak? Że kiedyś będziemy szczęśliwi i będziemy mieli gromadkę dzieci? Może jeszcze, że będę mu codziennie gotować obiadki, gdy on wróci z pracy? A no tak! Przecież to nie możliwe bo na tym cholernym pustkowiu nie ma zakładów pracy, a na dokładkę on jest jeszcze chorobliwie bogaty!
 -Żartujesz sobie.-prychnęłam. Chłopak spojrzał na mnie z żalem. Jego mina mówiła jakbym miała skłamać i powiedzieć "Tak, jesteś moim największym, nieosiągalnym marzeniem".


 -Serio nigdy nie myślałaś o mnie jak o osobie, o której można marzyć?-spytał ciężko wzdychając.
Zastanawiałam się ile jeszcze będzie mnie męczyć tymi głupimi pytaniami, na które i tak zna odpowiedź. Leżakowaliśmy na jego łóżku już od dobrej godziny, a on wciąż nie robił nic więcej oprócz zadawania tych jakże irytujących pytań.-Wiele dziewczyn mnie pragnęło.- na jego słowa głośno się roześmiałam.
Z pewnością były to tylko nastolatki. W sumie... to ja też nią jestem. Przynajmniej tak się czuje.
 -Serio myślisz, że mogłabym marzyć o kimś kto dosypał mi czegoś do drinka, a potem uprowadził?-spojrzałam na niego. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
 -Ale cię nie zgwałciłem.-stwierdził wciąż patrząc się na mnie jak na jakąś smakowitą babeczkę, której mama nie pozwala mu zjeść przed obiadem.
 -I pewnie tego żałujesz?-brunet uśmiechnął się zawadiacko.
 Pogładził dłonią moje lewe odsłonięte udo. Po moim ciele przeszedł dreszcz.Wbił we mnie swój głodny, pełen pożądania wzrok. Po jego przyspieszonym oddechu wiedziałam, że coś jest nie tak.
 -Na pewno tego chcesz?-spytał poważnie.
Nie! Tak! Nie! W sumie... Tak!
 Przytaknęłam tylko.
Harry uchwycił moje usta w namiętnym pocałunku. Poczułam jego ciepłe wargi z utęsknieniem wpijające się w moje.
Ulokowałam swoje dłonie na jego policzkach, zaś on wplątał swoje w moje długie włosy. Oparł się o mnie, ale czułam, że starał się aby mnie nie przygnieść.
Powoli rozpięłam jego rozporek. Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Czułam jak policzki pieką mnie od zalewających moją twarz rumieńców.
Niemal zdarł ze mnie T-shirt, który miałam na sobie i rzucił go w kąt. Nasze wargi wciąż pracowały na najwyższych obrotach.
Zdjęłam z niego dżinsy, które szczerze mówiąc wydawały mi się w tamtym momencie niepotrzebne.
Podobnie zrobiłam z jego koszulką, a on z moimi dżinsami.
 I nagle zostałam na samej bieliźnie, tak jak i Harry. Loczkowaty mruknął z przekąsem lustrując moje ciało.
Jakaś część mnie kazała przestać całować Stylesa. Oderwałam się od niego.
 -Harry, ja...-jęknęłam.
 -Co?-spytał uważnie mi się przyglądając.
 -Jeszcze nigdy tego nie robiłam.-mruknęłam uciekając od niego wzrokiem.
 -Naprawdę?-na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
 -Nie wiedziałeś?-spytałam nie mniej zdziwiona.
 -Wiedziałem.-uśmiechnął się szyderczo.
 -Dupek.-mruknęłam, ale moja wypowiedź została stłumiona przez jego namiętny pocałunek. Znów poczułam to ciepło. Wody! Wody!
Jego męskość była już całkowicie gotowa. Czekałam tylko aż w końcu to minie. Bardzo się bałam, że będzie boleć, ale nie dałam po sobie tego poznać.
 Wszedł we mnie ściskając moje pośladki i wciąż namiętnie mnie całując. Poczułam lekki ból w mojej kobiecości, ale potem już tylko przyjemność. Stopniowo przyspieszał, a ja cicho pojękiwałam. W moim podbrzuszu budowało się uczucie, którego nigdy przedtem nie zaznałam.
 Wygięłam się w łuk i z trudem trzymałam się ramy łóżka, gdy on poruszał się we mnie.
-Haaaaary.-jęknęłam przeciągle. Oboje opadliśmy na łóżko próbując unormować oddech. Chłopak spojrzał się na mnie z czułością.
 Okryłam się dokładnie kołdrą i próbowałam uzasadnić sobie co właśnie przed chwilą się wydarzyło. W sumie nic takiego... Tylko straciłam dziewictwo z moim oprawcą. Zaraz, zaraz... OPRAWCĄ!

O matko i córko, co ja najlepszego zrobiłam?!

 Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę drzwi, głupio myśląc o tym co tu się wydarzyło. Właśnie miałam chwytać za klamkę kiedy usłyszałam głos Harrego:
 -Dlaczego odchodzisz?
 -Właśnie uświadomiłam sobie co tutaj zaszło.-mruknęłam tępo wgapiając się w drzwi.
 -Co?-spojrzałam na bruneta karcąc go wzrokiem. Wywrócił oczami po czym spojrzał na mnie poważnie.-Dobrze wiesz, że tutaj nie działo się nic wbrew twojej woli.
 -Owszem, Styles. Tutaj wszystko dzieje się wbrew mojej woli.
_______________________________________
Możliwe, że zaskoczyłam was tym co podziało się w rozdziale. No cóż, kiedyś to musiało się zdarzyć.
Co do tych scen... Nie pisałam podobnych od x czasu więc jeśli coś jest nie tak to po prostu przepraszam.
No i ten... komentujcie. 

poniedziałek, 25 maja 2015

10. "Your girlfriend?"

    -Tato-jęknęłam cicho.
-Jestem.-szepnął.-Musisz mnie teraz wysłuchać...
-Tak bardzo się tęskniłam!-przerwałam mu mocno go do siebie przytulając. Mężczyzna odepchnął mnie od siebie. Upadłam na podłogę. Zdziwiona nieustannie go obserwowałam.
-Słuchaj mnie teraz, Chanel!-warknął. Przez moje ciało przeszły ciarki. Chyba pierwszy raz tak się go bałam. Nigdy nie był taki oziębły. A może był, tylko tego nie zauważałam?-Masz go nienawidzić.
-Co?-pisnęłam.
-Masz go nienawidzić!-powtórzył.
-Ale tato... Ja tak nie potrafię.-spojrzałam na niego na co on tylko prychnął. Nie rozumiałam jego zachowania, on nigdy taki nie był. Nigdy nie kazał mi robić niczego na siłę.
-Potrafisz!-krzyknął rozwścieczony.-Rób jak ci każe. Masz być taka jak ja. Jesteś moją córką i masz zachowywać się tak jak ja chcę. Teraz chcę żebyś go nienawidziła.-wycedził.
Patrzyłam na niego zdezorientowana. On mówił poważnie.
-Ja tak nie mogę. Nie mogę, rozumiesz?!-wykrzyczałam w jego stronę. Ojciec wpatrywał się we mnie z rozwścieczeniem.-Proszę nie rób mi tego! Błagam!

Obudziłam się z przerażającym krzykiem. Nie mogłam unormować oddechu, a po mojej skórze spływał zimny pot. W drzwiach mojego pokoju pojawił się Harry. Szybko przybiegł do mnie i mocno przytulił.
-To był tylko sen, Chanel.-uspokoił mnie.-Jestem tu i nie pozwolę żeby coś ci się stało.
-On mi kazał...-nie mogłam wypowiedzieć normalnie zdania, wciąż się jąkałam.-Ja nie mogę. Nie po-potrafię.-wtuliłam się w jego koszulkę. Chłopak głaskał mnie po głowie, ale ja nadal nie mogłam się uspokoić. Wciąż drżałam i nie mogłam tego powstrzymać.
-Niczego nie musisz. To był tylko sen.-złapał moją twarz z dwóch stron i spojrzał mi głęboko w oczy.-Ze mną nie musisz się niczego bać.


Już od dłuższego czasu nie widzę Harrego. Ej! Jaki dłuższy czas? Nie ma go przy mnie zaledwie trzydzieści minut.
Mimo wszystko i tak postanowiłam go poszukać.
Nie musiałam się długo męczyć, gdyż już od samego wyjścia na dwór obserwowałam jego sylwetkę szwendającą się koło auta.
Usiadłam na rozłożonym kocu i obserwowałam co zamierza robić. Chyba było coś nie tak z oponą bo była jakoś dziwnie pozbawiona życia... no akurat w tym przypadku powietrza.
Słońce mocno grzało, ale to nie było aż tak uciążliwe, gdy miałam na swojej głowie słomiany kapelusz.
-Zamierzasz mnie stąd zabrać?-zaśmiałam się z doświadczenia wiedząc jaką uzyskam odpowiedź. Chłopak prychnął tylko. Od razu zauważyłam, że nie jest w humorze.
Kręcił się wciąż wokół jednego z kół samochodu. Kopnął w nie i prędko się odsunął jęcząc z bólu.
-Głupi złom.-warknął pod nosem. Wywróciłam oczami.
-To auto z tego roku, nie jest złomem.-wyjaśniłam choć szczerze mówiąc wcale nie znałam się na autach.-Powinieneś mieć taki podnośnik czy coś...-przypomniałam mu na co on tylko podrapał się po głowie i kiwnął potakująco głową. Chociaż w czymś mnie słucha. Może jednak nie jestem taka nieużyteczna? Czasem jestem całkiem... mądra. Tak, to słowo mnie dokładnie opisuje!
Chłopak poszedł gdzieś, a za niedługo wrócił z jakim dziwnym metalowym przedmiotem, które nazwałam podnośnikiem. 
-Nie interesuje cię co mi się śniło?-spytałam z przymrużonymi oczyma. Chłopak spojrzał na mnie ukradkiem.
-Nie.-odparł nijako i nie patrząc na mnie kontynuował swoją zabawę z samochodem.
Jak to może go to nie interesować? Na pewno chce wiedzieć tylko nie chce się mi przyznać. Znam go!
-Na prawdę? Nie chcesz wiedzieć?-ciągnęłam dalej.
-Nie musisz mi mówić. Przecież to normalne, miałaś koszmar i nie musisz mi go opowiadać.-odparł zmęczony.
-A jednak ci powiem.-posłałam mu zadziorny uśmieszek. Chłopak stanął nieruchomo twarzą do mnie. Zmarszczył czoło i popatrzył na mnie z koncentracją.-Albo lepiej nie.-rozmyśliłam się. Ciężko westchnął.
-Jak już zaczęłaś to skończ.-mruknął poirytowany.
-Jesteś tego pewny?-pisnęłam uradowana.
-Jak zniosę twoje chore sny to chyba wszystko inne też.-uśmiechnął się słabo w moją stronę.
-Odwiedził mnie mój tata...-zaczęłam. Brunet zrobił niewyraźną minę.-w śnie oczywiście. Poprosił mnie o coś...-myślałam, że zapyta mnie o co, ale ten nie odezwał się ani słowem. Stał i patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem.-Miałam cię znienawidzić. A potem obudziłam się z jękami, no i oczywiście pojawiłeś się ty.
Chłopak spojrzał na mnie badawczo po czym przyjaźnie się uśmiechnął. Ja również to zrobiłam.
-Nie chcesz mnie nienawidzić?-spytał pogodnie.
-Cholernie chcę, ale problem w tym, że już nie potrafię.-roześmiałam się.
-Trochę nawet ci współczuję.-powiedział roześmiany.
-Czego?
-Przebywasz z człowiekiem, który olśniewa swoją osobowością.-roześmiał się.-Nie możesz mnie nienawidzić, bo porostu się nie da.-wyjaśnił.
Skromnością to on nie grzeszył.
-No cóż, kłóciłabym się.-rzuciłam i odeszłam w stronę domu. Zauważyłam, że chłopak biegnie za mną, a potem staje żeby mnie zatrzymać.
-Uważasz, że nie jestem fajny?-spytał zadzierając brwi.
-Może.-mruknęłam z zadziornym uśmieszkiem na ustach i poszłam do domu. Gdy już tam byłam swoim bystrym okiem zauważyłam jaki bałagan tam panuje.
Chwyciłam za opartą na ścianie miotłę i zaczęłam zamiatać pokoje.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę sprzątać! To niewiarygodne! Nigdy nawet nie pomyślałam o tym aby dotknąć miotły czy garnka. W sumie to nie można się dziwić, kiedyś przypaliłam wodę na herbatę...
Nie wiedziałam, że tak wiele potrafię. Ileż mnie nauczyła ta pustynia. Uświadomiłam sobie, że potrafię całkiem dobrze gotować, grać na gitarze, słuchać ciszy czy sprzątać.
To cudowne uczucie wiedzieć, że nie jest się bezużytecznym. Zaczynam rozumieć dlaczego Harry mnie tu przywiózł.
Gdy już skończyłam zamiatać zabrałam się za naczynia i... tak, tą przeklętą patelnie, zupełnie nie do umycia. Pochlapałam się przy tym, a woda polała się na moją koszulkę.
No cóż nie wyglądałam tak seksownie jak Harry, kiedy to robił. W ogóle nie wyglądałam seksownie, bardziej jak przemoknięty kurczak.
Zostałam zaskoczona od tyłu. Dostałam przelotnego całusa w usta. Obróciłam się patrząc na mojego towarzysza ze zdziwieniem.
-Może zrobię to za ciebie?-spytał wskazując na naczynia.-Moja dziewczyna nie powinna się tak męczyć.
Czy ja dobrze słyszałam? Czy ja mam jakieś omamy słuchowe?
-Twoja dziewczyna?-wykrztusiłam.-Nie za wiele sobie pozwalasz?
-Może.-wzruszył ramionami.-Ale chcę pozwolić sobie na więcej.-przyciągnął mnie do siebie, a jego usta momentalnie znalazły się na moich. Jego ręce powędrowały na moją talię, zaś moje owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego włosy. Nasze wargi poruszały się w tym samym rytmie, jakby słyszały tę samą melodię. Całował mnie coraz namiętniej, a ja nie wiedziałam co zrobić.
Nie widziałam co mam czuć, musiałam w końcu coś z tym zrobić. Znów byłam za słaba aby zareagować. Zbyt słaba żeby zrobić cokolwiek. Trudno jest postępować wbrew sobie.
-Przestań.-mruknęłam między jego szybkimi pocałunkami. Chłopak nagle oderwał się ode mnie. Odsunął się na kilka kroków. Oddychał bardzo ciężko, z resztą ja też.
-Dobrze.-powiedział obojętnie.-Już ci to mówiłem, ale powiem jeszcze raz... Nie będę robić niczego wbrew tobie.
Miał rację. Nie powinien robić niczego wbrew mnie.

Gdybyś nie przestała się z nim całować twoja duma by na tym ucierpiała, Chanel.

-Walić dumę!-przywarłam do niego ustami i zrobiłam to co on przedtem nie pytając go o zdanie. Uwiesiłam się na nim, a on oparł mnie o blat. Obsypał mnie masą namiętnych pocałunków i wciąż na mnie napierał. Ciężko mi było złapać oddech. Próbowałam go trochę zdominować, ale nie dawał za wygraną i to wciąż on robił z moim ustami to co chciał.
W końcu trochę się opanował. Oparłam swoje czoło o jego i dałam mu delikatnego całusa w nos.
Chłopak odsunął się ode mnie, a ja zeskoczyłam z blatu.
-Harry...-mruknęłam.
-Tak?-spojrzał na mnie z koncentracją.
-Jesteś dupkiem.
-Wiem.-odparł z szelmowskim uśmiechem.
Poczłapałam do mojego pokoju. Usiadłam na kancie łóżka i przetarłam dłonią twarz.
Kompletnie nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Czułam takie dziwne coś, czego nie mogłam opisać. Ciężko westchnęłam.
Serce waliło mi jak oszalałe, a ja nie mogłam tego powstrzymać. Wciąż czułam jego rozgrzane wargi na moich. Ciepło w moim sercu było tak wielkie, że myślałam, że zaraz wywoła pożar.
Czy może mi ktoś do cholery wyjaśnić co to jest?!

To Syndrom Sztokholmski, skarbie.

Słyszałam o tym dawno temu. Córka najbliższego przyjaciela mojego taty to miała. No tak! Ona została uprowadzona jako szesnastoletnia dziewczyna. Przez pół roku była zdana na łaskę czy niełaskę porywacza. A ona bezczelnie zakochała się w nim! Długo się leczyła zanim się odkochała, ale osobiście myślę, że nadal go kocha... O ile tak to można nazwać! Matko, przecież ona pomagała mu uciekać przed policją! To chore!
Jeśli to... Jeśli ja...Czyli... moje objawy... mogą znaczyć tylko jedno...
Do jasnej cholery! WPADŁAM!
_______________________________
Przepraszam za to, że wczoraj nie pojawił się rozdział, po wyświetleniach zauważyłam, iż na niego czekaliście, ale niestety nie miałam wczoraj internetu. Jeszcze raz przepraszam za spóźnienie i ściskam was mocno. :*
P.Ś. Bójcie się następnego rozdziału... (w pozytywnym sensie oczywiście ;))
Tak więc do następnego :))))))))))))))

niedziela, 17 maja 2015

9. "Beasts"

***
   Otworzyłam oczy i jak za sprawą magicznej różdżki znalazłam się w tym jakże przedziwnym studiu. Na dworze świtało, a ja byłam w zaciemnionym miejscu zupełnie sama.
Wstałam z sofy na, której leżałam i po raz tysięczny zmierzyłam wielkie pomieszczenie. Znów popatrzyłam na przeróżne instrumenty porozstawiane tu i tam. Sięgnęłam po gitarę, która uzyskała miano mojej ulubionej.
Przypomniałam sobie wspomnienie sprzed kilku lat, gdy tata prosił mnie abym zaczęła uczęszczać na zajęcia z gitary, teraz żałuję bo nie umiem zagrać nawet najłatwiejszej melodii. Czuję się jak kołek przy Harrym. Nie ma niczego w czym jestem dobra, chyba że w graniu na nerwach. To idzie mi całkiem dobrze.
Szarpnęłam za struny gitary i natychmiast po usłyszeniu dźwięku zatkałam sobie uszy.
Zauważyłam bruneta wchodzącego do budynku.
Zawsze ze swoim promiennym uśmiechem na ustach. Czasem nie rozumiałam jak tak może...
Stukot jego stóp odbijał się echem po pomieszczeniu. Wymieniliśmy się spojrzeniami. Jego wzrok-opanowany-dłużej zatrzymał się na mojej osobie. Stanął obok mnie. Żeby go przewyższyć musiałbym chyba stanąć na palcach, a i tak nie wiem czy to by pomogło.
Znów to robił. Wciąż naruszał moją strefę intymną.
Czułam jego oddech na mojej szyi. W myślach błagałam aby się ode mnie odsunął, ale sama nie mogłam wykonać żadnego ruchu.
W rękach wciąż trzymałam gitarę. Ściskałam ją tak mocno że sama się dziwiłam, że jeszcze nic się z nią nie stało.
-Nauczę cię.-szepnął. Serce ścisnęło mnie mocniej. Stałam przed nim zdezorientowana nie wiedząc co miał na myśli. Spojrzałam na niego spod wpół przymkniętych powiek.
Popatrzył na gitarę.
To nie był dobry pomysł. Nie radziłabym mu...
-Chyba cię pogięło.-prychnęłam cicho.
Chłopak zaśmiał się głośno, a dźwięk warstwami roznosił się wokół mnie.
-Z czego się śmiejesz?-spytałam zaskoczona.
-Z ciebie.-odparł szczerząc się do mnie. Nie pojmowałam jego poczucia humoru...
Chłopak zabrał ode mnie instrument i usiadł na sofie. Brzęknął nim kilka razy i zaprosił mnie wskazując miejsce obok niego. Usiadłam tam prędko przypatrując się co będzie chciał zrobić.
Wziął do ręki kawałek plastiku.-To proste. Popatrz.-nie do końca rozumiałam na co mam patrzeć, gdyż mój tok rozumowania był dosyć skomplikowany. Zagrał jakąś melodię, niezbyt trudną, przynajmniej tak mi się wydawało.-Spróbuj.-rzekł. Chwycił moją dłoń w swoją i przejechał po strunach, które zadrżały pod wpływem dotyku.-Widzisz to nie takie trudne.-uśmiechnął się szczerze na co również odpowiedziałam uśmiechem.
Czemu on wciąż był taki dobry dla mnie? Prawdziwi porywacze znęcają się nad swoimi ofiarami. Dlaczego on jest inny? Dlaczego przestaję go nienawidzić? Nie wiem co się ze mną dzieję. Przecież tak nie powinnam.
Jego dłoń... była tak ciepła. Dotykał ją jak najdelikatniej abym tylko czuła jego bliskość. Znowu ona! Pieprzona bliskość! Zawsze musiała się pojawiać, gdy Harry był blisko.
-Teraz spróbuj sama.-niezdarnie chwyciłam gitarę w swoje ręce i naśladując to co robił przed chwilą chłopak próbowałam zagrać. Wydałam z gitary kilka dźwięków, ale marnie udawało mi się kopiować melodię graną przez Stylesa.
-Chyba nie jestem w tym za dobra.-jęknęłam.
-Za łatwo się poddajesz.-stwierdził. Miał trochę racji, zbyt łatwo odpuszczam. Moje życie przebiegałoby inaczej gdybym była wytrwała w tym co robię. Gdybym się nie poddawała już dawno byłabym w domu... Ale nie jestem, więc moje życie jest takie jakie jest...
Spróbowałam od nowa, tym razem bardziej skupiając się na gitarze. Zdziwiłam się gdy zaczęło mi wychodzić. Po raz pierwszy byłam z siebie dumna. Z uśmiechem kontynuowałam granie.
-Świetnie ci idzie.-pochwalił mnie.
-Dzięki tobie. Jesteś świetnym nauczycielem.
***
Z upływającego czasu mogłam stwierdzić, że jest już późne popołudnie, a ja wciąż siedziałam razem z Harrym i brzdąkałam. Czasem dokładał swój wokal, ale ja sama decydowałam się tego nie robić dla własnego bezpieczeństwa.
Nigdy nie sądziłam, że czas spędzony z przestępcą może być tak przyjemny. W sumie to z biegiem czasu nie był dla mnie przestępcą, bardziej chłopakiem, który pogubił się w życiu, a jego największym błędem było porwanie tutaj prawie obcej dziewczyny.
Moją grę przerwał zbyt długi czas, w którym brunet wpatrywał się we mnie. Jego wzrok pokrywał każdy element mojego ciała. Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam jego westchnienie.
-Jesteś taka piękna.-rzekł przerywając ciszę nad nami.
-Już gdzieś to kiedyś słyszałam.-zachichotałam.
-Tak podobna do matki...-szepnął.
-Widziałeś ją?
-Czy widziałem?-zaśmiał się.-Znałem ją tak dobrze jak ty, a może i lepiej.-jak to? Skąd?-Była taką ciepłą osobą. Codziennie przechadzała się po parku ze swoim promiennym uśmiechem na ustach. Zawsze, gdy byłem głodny dawała mi jeść, a gdy byłem smutny pocieszała. Kochała mnie jakbym był jej synem. Wdałaś się w nią. Jesteś tak samo cudowna jak ona. Może teko nie dostrzegasz, ale ja widzę to przy każdym twoim geście.
-Nie musisz mi tego mówić. Ona nie żyje, nie warto wracać do tego co było.-mruknęłam.

-Muszę, Chanel. To co jest za nami jest czasem istotniejsze od tego co przed nami.-wyjaśnił.
Nie chciałam tego dłużej słuchać. Miałam dość tego czego się wciąż dowiadywałam. Prawda mnie przerażała.
Uciekłam od niego i od tego miejsca na dwór, gdzie słońce chowało się już przede mną w popłochu. Zaciekawiona jak wygląda zachód słońca w Australii wbiłam wzrok w linię horyzontu. Po chwili dołączył do mnie Harry.
-Czemu uciekłaś?-spytał obserwując mnie.
-Ciii.-uciszyłam go.
-Dlaczego mnie uciszasz?
-Po prostu bądź cicho!-rozkazałam po czym loczkowaty umilkł. Cisza była cudowna, nawet nie wiedziałam jak jej potrzebowałam. Już nie tęskniłam za hałasami w domu. Nauczyłam się doceniać to co mam. Spokój to coś za co ludzie czasem mogliby zapłacić każdą cenę. Ja miałam to w pakiecie z tym przystojnym brunetem, który w milczeniu stał obok mnie.
-Piękne, prawda?-z zadumy wyrwał mnie jego głos. Wskazał na pomarańczowe słońce, które stawało się wręcz nie widoczne w połączeniu z tą czerwoną ziemią, która się tu znajdowała.-Twoja mama opowiadała mi kiedyś, że tam mieszkają krasnoludki.-zaśmiał się. Gdzieś głęboko w sobie również się uśmiechnęłam.-Widzisz te małe plamki tam?-pokazał gdzieś w dali przemieszczające się tycie kropeczki. Kiwnęłam potakująco głową.-To kangury.
-Kangury? Te wielkie bestie?!
-Bestie?-zaśmiał się.-To bardzo mądre zwierzęta.
-Oglądałam kiedyś taki film gdzie jeden kangur zabił człowieka...-wyjaśniłam cicho. Chłopak parsknął śmiechem.
-Nie powinnaś oglądać horrorów.-zachichotał.
Ej! Ja naprawdę bałam się tych zwierząt. Były takie wielkie i... wielkie! Ich ślepia w filmach, które oglądałam były takie duże i ciekawe. Same wyglądem mogłyby zabijać. Nigdy nie podejdę do tych zwierząt nawet jakbym miała tu zostać całe życie!
-Nawet nie wiesz, że w tych milusich ciałkach kryje się krwiożerczy potwór.-przyłożyłam mu do nosa mój długi palec, a brunet kichnął co wyglądało dosyć zabawnie.
-Chodź już do domu, bo zaraz pożrą cię te straszne, krwiożercze zwierzęta.-uśmiechnął się zawadiacko i pociągnął mnie za sobą do domu.
___________________________________________
Tak wiem, rozdział krótki i nudny, ale musicie zrozumieć, że czasem bywają gorsze i lepsze dni. :)))
Komentujcie i do zobaczenia w następnym rozdziale ;)

niedziela, 10 maja 2015

8. "With me"

    Chłodne powietrze połączone z piaskiem dmuchnęło mi w twarz. Przetarłam ją dłońmi i rozejrzałam się po okolicy. Byłam sama, obok mnie, na piasku, został jeszcze ciepły odcisk czyjejś pupy.
Zostawił mnie, jak większość mężczyzn to robi. Rozkochują w sobie kobiety, a potem je porzucają i szukają innych, równie naiwnych. Ale to na szczęście nie dotyczyło mnie. Nigdy się nie zakocham, nie jestem na tyle głupia aby to robić. Zakochują się tylko słabe i samotne dziewczyny. Ja do nich nie należę. I całe szczęście.
Wstałam i otrzepałam się z piasku, który pokolorował moje ubranie na czerwono. Pokierowałam się w stronę domu.
On wie, wie, że po wczorajszej nocy będę go szukać, ale tak nie jest. Ja po prostu chcę się zorientować gdzie znajduje się mój oprawca od, którego zależy reszta mojego życia. Bo zależy.
Rozejrzałam się po domu, ale nigdzie go nie było. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie może być, a na myśl przyszedł mi tylko budynek niedaleko stąd w którym podejrzewam, że był zawsze, gdy nie było go w domu.
Może tam znajdę coś co pomoże mi w ucieczce. Szczerze mówiąc to zastanawiałam się co taki chłopak jak on może tam robić. Wydawał mi się kompletnie bez ambicji, bez marzeń, bez uczuć. To człowiek, który był złodziejem cudzych żyć. Jaką mógł mieć pasję? Po co mu pasja? Przecież ma mnie i moją nienawiść do niego.
Stanęłam przed wielkimi drzwiami budynku. Nie pukając nacisnęłam na klamkę. Gdy weszłam nie widziałam kompletnie nic, moje oczy tyle czasu były na jasnym świetle, że teraz czułam się jak kret.
Nie wiedziałam co tam zobaczę, może czymś się zaskoczę. Może trzyma tam zwłoki tych wszystkich dziewczyn, które najpierw tu uprowadził, a potem zabił? Nie chcę tam dołączyć! Muszę się uspokoić, to są tylko moje chore urojenia. A może jednak nie?
Moje oczy przyzwyczaiły się już do światła panującego w pomieszczeniu, to co zobaczyłam zupełnie zbiło mnie z tropu.
Wnętrze było pomalowane na czarny kolor, z sufitu zwisało kilka jasno świecących lamp, nieopodal stała kanapa a na ścianach wokół niej błyszczało kilkadziesiąt nowych gitar. Wszędzie porozstawiane było pełno mikrofonów, głośników i kabli. Urządził tu sobie studio! Studio na środku pustyni. Takie rzeczy tylko ze Stylesem.
Na samym końcu zauważyłam oszkloną budkę z wieloma urządzeniami, a w niej siedział Harry z słuchawkami na uszach i wsłuchujący się w jakiś rytm.
Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się i wyszedł aby mnie powitać. Podszedł do mnie na bardzo bliską odległość i przytulił tak mocno i z utęsknieniem jak gdyby był moim najlepszym przyjacielem, a na dodatek nie widział mnie od lat. Stałam jak ten słup drętwo i nie ruszałam się, gdy ten w uścisku ściskał moje ramiona.
Już wiem, że wczoraj postąpiłam źle pozwalając mu się do siebie zbliżyć, pewnie myśli, że odpuściłam, że nie będę walczyć. Nie mogę tak.
-Pięknie dziś wyglądasz.-rzekł uśmiechając się do mnie. Nie, nie rób tego proszę! Nie komplementuj mnie! Mam cię nienawidzić, rozumiesz?!-Coś chciałaś?-spytał siadając na czarnej skórzanej sofie.
-Nie.-wydusiłam.-To znaczy... Nie.-odparłam stanowczo i twardo.
-Już rozumiem-powiedział- przyszłaś tutaj z ciekawości.-zmrużył oczy, na co zaśmiałam się, gdyż wyglądał jak bohater mojej ulubionej komedii, który nie raz doprowadzał mnie do łez. Tylko, że on w przeciwieństwie do Harrego robił to przez śmiech.
-Zagrasz coś?-rzuciłam pytaniem niczym piłkom futbolową prosto w twarz. Uśmiechnął się do mnie z czułością. Wstał i popatrzył na wszystkie gitary.
-Chcesz jakąś wybrać?-spytał w końcu patrząc się na mnie. Również wstałam i przyjrzałam się wszystkim gitarom. Jedna z nich szczególnie przykuła moją uwagę, była z nich najzwyklejsza, ale jednak wyjątkowa.
-Ta jest piękna.-wskazałam na instrument. Brunet spojrzał na mój wybór i szeroko się uśmiechnął.
-To moja ulubiona.-rzekł.-Jest niezwykła, prawda?-spojrzał na mnie na co tylko przytaknęłam. Chwycił za nią i usiadł na sofę, gdzie zaraz do niego dołączyłam. Odpowiednio ułożył gitarę i zaczął wydawać z niej dźwięki.


Przepraszam, jeśli powiem, że cię potrzebuję
Ale wszystko mi jedno, nie boję się miłości
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
Czy to tak źle?

Że sprawiasz, że jestem silny
Przez głowę przelatywało mi tysiące myśli na minutę.
-Brakuje ci tego?-spytałam. Chłopak uniósł brwi i chyba po chwili zrozumiał o co mi chodzi.
-Nie-odpowiedział łagodnie- mam ciebie. Gdyby nie ty nie miałbym skąd czerpać inspiracji.-wyjaśnił.-Mówiłem ci już, oni byli tacy jak wszyscy. Gdybyś ich znała stwierdziłabyś to samo.
Zostawił przeszłość za sobą? Teraz zostaliśmy tylko my, on i ja.
-Tak poza tym, to było świetne.-uśmiechnęłam się lekko. Byłam w pełni świadoma, że nie powinnam tego mówić. Czasem postępuję według tego co rozkaże mi głupie serce niż co podpowie mądry mózg. Ostatnio cały czas korzystam z usług tego pierwszego. Tak, wiem, jestem głupia!


Już od kilku godzin leżałam na łóżku i tępo wgapiałam się sufit, przy mnie wciąż czuwał Harry, siedział i chyba nie do końca rozumiał moje zachowanie. Wiem ja też go nie pojmowałam. Jakaś cząstka mnie jest kompletnie nie do zrozumienia i nawet najwięksi profesorowie wysiedli by psychicznie ze zmęczenie. Delikatnie mówiąc, jestem po prostu inna. Czasem Harry ma rację, ale to chyba nie wychodzi na dobre. To on musi się tutaj ze mną męczyć, a nie jakiś inny frajer, albo mój tata... ale w sumie to on też zalicza się do frajerów.
-O czym myślisz?-spytał cicho brunet.
-O niczym.-odparłam nie spuszczając wzroku z mojego ukochanego sufitu.
-Nie można myśleć o niczym. Musisz o czymś myśleć.-wymamrotał i wbił we mnie wzrok. Tak, czułam to.
-Ciesz się, że nie myślę o tym co mi zrobiłeś.-mruknęłam i na chwilę zerknęłam w jego stronę, miał spuszczoną głowę, nie patrzył na mnie. Kiedyś będzie miał mnie dość, sam prędzej czy później odwiezie mnie do domu. Natchnęła mnie na ten pomysł nadzieja, tak ta sama kurwa w zielonej sukience, która męczy mnie codziennie. Wciąż przypomina mi, że mam się nie poddawać kiedy w głębi duszy już dawno to zrobiłam...
-Chyba powinnaś się poważnie napić. Myślę, że to ci pomoże.-rzucił prędko brunet. Super, chce mnie upić... To jest po prostu geniusz!-Mam wódkę w spiżarni.-poinformował mnie. Prychnęłam rozżalona. Wstał i podszedł do drzwi, zatrzymał go mój nieznośny krzyk:
-Wolę wino!-uśmiechnął się pod nosem i wyszedł.
Po kilku chwilach wrócił z butelką wypełnioną czerwonawą cieczą. Gdy chciałam przejąć ją w swoje drobne łapki od razu się odsunął.
-Słuchaj, to jest jedno z moich najlepszych i najdroższych win.-powiedział cichym głosikiem.
 I co mnie to obchodzi? To przecież tylko wino.
-Dobrze. Możesz już mi je dać?-jęknęłam znowu szukając rękoma wina, ale niestety nie udało mi się go przechwycić.
-Jane to naprawdę jedno z najdroższych win świata, nawet nie wiesz jak długo ją zdobywałem...
Zaraz, zaraz... Jane?
-Nazywasz wina po imieniu?-prychnęłam. To zabawne jak ten człowiek jest nienormalny.
-To nie jest jakieś tam wino... To najdroższe, najsmaczniejsze i bardzo stare wino. Nim trzeba się delektować...-wyjaśnił.
Zwariował! Temu człowiekowi kompletnie odbiło! Czasem jestem w stanie zrozumieć porwanie mnie tutaj, urządzenie studia na tym pustkowiu, czy bliskość z wężami, ale nazywanie wina po imieniu mówiąc, że jest niezwykłe? To już jest przegięcie.
-Dobrze, niech już ci będzie...-prędko wyrwałam mu (już otwartą) butelkę z rąk i upiłam jego zawartość, po dłuższym pociągnięciu odstawiłam butelkę na miejsce. Chyba jeszcze nie wspominałam, że mam słabą głowę? Czasem nawet po piwie bezalkoholowym byłam pijana. Jak to możliwe? Nie mam pojęcia.-Rzeczywiście dobre.-mruknęłam.
-Cieszę się, że ci smakuje.
Zakręciło mi się lekko w głowie. Już czułam, że nie jest najlepiej, a alkohol robi swoje. Zakołysało mną co wywołało szeroki uśmiech u mojego towarzysza. Nie byłam jednak na tyle otumaniona alkoholem aby zapomnieć gdzie jestem i -co najważniejsze- z kim jestem.
-Jak możesz mnie k-kochać?-spytałam z trudem składając słowa w całość.
-Po prostu.-wzruszył ramionami i wgapiał się we mnie.
-Ale ty... ty mnie przecież nie-nie znałeś. Nie rozmawiałeś ze mną, oprócz tego jednego razu w parku. Nie mogłeś mnie kochać...-wymamrotałam. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale trochę też ze zrozumieniem.
-Rozmawiałem.-uśmiechnął się lekko.- Pewnie nie pamiętasz bo byłaś wtedy kompletnie pijana, ale pewnego wieczora, gdy wychodziłaś z imprezy od swojej koleżanki Kate, byłem niedaleko. Uczepił się wtedy ciebie taki koleś z twojej szkoły...-przerwał szukając pamięcią imienia chłopaka.
-Jason. Miał na imię Jason....-przerwałam.
Pamiętam go dokładnie. Kręcił się wokół mnie jak smród po gaciach, gdy miałam jeszcze szesnaście lat, nie rozumiał, że go nie chcę. Był strasznie irytujący, łaził za mną cały czas. Aż w końcu, pewnego dnia przestał. To było po tej imprezie.
-Wiem co chodziło mu po głowie...
-Co mu zrobiłeś?!-jęknęłam przestraszona. Chłopak zaśmiał się na moje przerażenie.
Zrobiło mi się żal Jasona, on nie był zły. Może czasem zachowywał się zbyt natrętnie żebym tylko się z nim umówiła, ale to przecież nic w porównaniu co robił Harry.
-Spokojnie, nic takiego. Zadbałem tylko o to żeby już więcej się do ciebie nie zbliżył.-powiedział spokojnie.-Jeszcze tego samego wieczoru rozmawiałem z tobą.
-To niemożliwe. Nie pamiętam ciebie.
-Byłaś pijana, a mój wygląd trochę różnił się dzisiejszym.-uśmiechnął się nieznacznie.-Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że ciebie chcę. Jak jesteś dla mnie ważna. Chciałem cię chronić, ale nie mogłem. Chronić mogę cię tylko tu i tylko tu jesteś naprawdę bezpieczna.
-Nigdy nie będę czuła się bezpieczna. Nie zmienisz tego, bo to właśnie ty wywołałeś u mnie lęk.
-Jeśli się czegoś bardzo pragnie, to to prędzej czy później przyjdzie. Zawszę miałem nadzieję, że kiedyś pokochasz mnie tak jak ja kocham ciebie. I nadal żyję tą nadzieją.


Obudziłam się rano w nie swoim łóżku. A do tego byłam całkiem nagusieńka, tak jak mnie pan Bóg stworzył! Co się wczoraj wydarzyło? Nic nie pamiętam!
Mój mózg próbował odtworzyć wczorajsze wydarzenia, ale niczego nie mogłam sobie przypomnieć. Wydawało mi się jakby ktoś wywiercił dziurę w mojej pamięci. Dużą i nie do załatania.
Poznawałam pokój w którym się znajdowałam, to był pokój Harrego! Wczoraj coś musiało się wydarzyć! A co jeśli uprawiałam sex?! Nawet nie chcę o tym myśleć!
Okryłam się kołdrą i udałam się do kuchni, gdzie powitał mnie uśmiechnięty od ucha do ucha chłopak.
Jego uśmiech! Kolejny dowód na to, że wczoraj musiało się coś wydarzyć. Nie wierzę żeby było inaczej.
-Robię koktajl. Chcesz trochę?-i on się mnie jeszcze pyta czy chce koktajlu? Z takim spokojem? Oczywiście, że chciałam. Ale przecież nie mam teraz na to czasu!
-Czemu obudziłam się w nie swoim łóżku?-spytałam. Chłopak parsknął śmiechem, gdy zobaczył moją przelęknioną, zdezorientowaną twarz.
Byłam przerażona, nie wiedziałam co wczoraj się wydarzyło, a on jeszcze miał czelność się ze mnie śmiać. To podłe z jego strony.
-Ty się serio pytasz?-zaśmiał się. Pokiwałam głową.
-Powiedz, zrobiliśmy to, tak?-chłopak przybrał grobową minę i nie wiem czemu przestraszyłam się.-Opowiedz mi co się wczoraj wydarzyło. Dlaczego niczego nie pamiętam?
-Upiłaś się.-wzruszył ramionami. To akurat pamiętałam, jego wino też. Ja też zakochałam się w Jane.-Doczołgałaś się do mojego pokoju, a ja szedłem za tobą. Niespodziewanie zaczęłaś się rozbierać i...-uciął w najgorszym momencie. Co było dalej?! Co dalej?!
-Zrobiliśmy to? Przespałam się z tobą?
-I zaczęłaś robić striptiz.-roześmiał się na głos. Myślałam, że zaraz wybuchnie od tego swojego głośnego, nieopanowanego śmiechu.-Potem rzuciłaś się na łóżko i zasnęłaś.
-Co?-pisnęłam.-Nic między nami nie było?-jęknęłam zaskoczona. To wszystko? Na pewno czegoś mi nie powiedział.
-Nic, a nic.-pokręcił przecząco głową.-Nie ruszę cię dopóki nie wyrazisz na to zgody.-wyjaśnił.
-No wiesz! Mogłam mieć to już za sobą!-wydęłam wargi z niezadowolenia.-Przez ciebie wciąż jestem dziewicą!-powiedziałam z wyrzutem.
-Przykro mi Chanel, ale być może jeszcze długo będziesz, gdyż ja chcę żeby twój pierwszy raz był wyjątkowy.
-Z tobą?
-Ze mną.
____________________________________
Miałam zamiar zakończyć rozdział po zdaniu "I nadal żyję tą nadzieją", ale przypomniałam sobie, że mam jeszcze taką oto scenę do wykorzystania :D nie wiem czy dobrze zrobiłam, że ją tutaj dałam. Napiszcie w komentarzach c sądzicie o rozdziale, to bardzo motywuje :))))))

niedziela, 3 maja 2015

7. "I love you"

   Obudziły mnie straszne jęki. Była noc. Jeszcze inne przeraźliwe dźwięki wydostawały się z za okna. Grzmiało, a co jakiś czas pojawiały się jasne światła.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jęki, które mnie obudziły były moje... Wydawałam te dziwne odgłosy słysząc burzę.
Strasznie się jej bałam. Nie wiem czy jest coś gorszego od tego zjawiska. Żadne słowa nie mogą opisać tego jak czuję się podczas, gdy zaczyna trzaskać piorunami. A burze w Australii? To zupełnie nie do zniesienia. Czułam jakby zaraz miało trafić w nasz dom. Jakby miał spłonąć i zatopić w tej ognistej ziemi.
Skuliłam się i owinęłam kołdrą. Cała drżałam.
Burza była dosłownie nade mną. Czułam jej obecność, w wyładowaniach energii. Nie padało. To chyba źle... Z resztą sama nie wiem.
Próbowałam zasnąć. Jeszcze mocniej przytuliłam się do pierzyny, jakby to miało mi w czymś pomóc. Nie czułam się bezpiecznie.
Zamknęłam oczy i liczyłam barany. Przy każdym uderzeniu pioruna podskakiwałam na łóżku. Byłam przerażona. Słyszałam jak ziarenka piasku uderzają w szyby. Niczym grad. Czasem wydawało mi się, że zaczynają pękać. Wiatr kołysał wszystkim na różne strony świata, a ja nie mogłam przestać o tym myśleć.
Usłyszałam jakieś stłumione dźwięki, zaraz potem skrzypnięcie podłogi. Poczułam jak łóżko ugina się pode mną, a właściwie obok mnie.
Jego obecność... była mi wtedy potrzebna. Aż dziwne. Lecz ja nie mogłam tego powstrzymać.
Objął mnie swoimi ramionami i nie puszczał. Wtuliłam się w niego. Wiem, że nie powinnam, ale jestem człowiekiem i jak każdy człowiek mam swoje słabości. Burza, właśnie ona jest moją słabością, a on dobrze o tym wiedział. Wykorzystał to.
Poczułam ciepło bijące od niego. Wszystko ucichło, burza ucichła, lecz wiem, że ona była, tylko nie zwracałam na nią uwagi. Przez niego, przez jego obecność.
-Nie pozwolę cię skrzywdzić, maleńka.-wyszeptał.-Nigdy, nikomu.-wtulił się we mnie.-Ze mną będziesz bezpieczna. Już na zawsze.
Słowa zadziałały jak kołysanka, otulona jego ciałem zasnęłam.


Minęło już kilka dni od przyjazdu Nialla. Nadal się stąd nie wydostałam. Wciąż nie mogę się pogodzić z tym, że wciąż tu jestem. Już dawno powinnam być w domu. Z resztą... jest jakiś sens wracać tam? Czasem naprawdę w to wątpię.
Nie raz muszę odezwać się do Harrego bo przecież nie ma tutaj nikogo innego do kogo mogłabym otworzyć gębę. To dziwne, że kiedyś paplałam jak najęta z wszystkimi, a teraz zamienię dosłownie trzy słowa dziennie z jedną osobą.
Usiadłam przy stole w kuchni. Brunet akurat zmywał naczynia.
Każda chciałaby mieć chłopaka, który robi dla niej wszystko, sprząta, gotuje, zajmuje się, traktuje jak księżniczkę. Dlaczego ja nie?!
Obserwowałam go w tym pozornie łatwym obowiązku domowym. Już od dłuższego czasu próbował domyć patelnie, męczył się i męczył a brud wciąż nie ustępował. Niezdarnie obmywał przedmiot, a litry wody wylały się na jego koszulkę. Mruknął pod nosem kilka przekleństw i zdjął koszulkę nie zważając na moją obecność.
Z wyczerpaniem zabrał się za mycie reszty brudnych naczyń.
Kątem oka spojrzałam na jego sylwetkę. Jeszcze nie widziałam na żywo takiego ciała. Było takie umięśnione! Wyglądał jak świeżo wyjęty z fotoshopa. To ciało, takie seksowne...
Chyba gapiłam się na niego o pół godziny za długo bo widział to. Uśmiechnął się do mnie, gdy chciałam niezauważenie odwrócić wzrok. Serce zabiło mi mocniej.
-To wszystko twoje. Możesz się patrzeć ile chcesz. Dla ciebie to robiłem.-rzekł.-Chyba nie chciałaś mieć w domu brzydkiej, chudej pokraki, co?
Wolałabym go w ogóle nie mieć. Jednak to jak wyglądał robiło na mnie wrażenie.
Nie rozumiem dlaczego tak się poświęca i to jeszcze dla mnie, dla osoby, która nie raz z uśmiechem myślała o jego śmierci.


W końcu postanowiłam wyjść na świeże powietrze, wiem, że za wiele czasu spędzam w domu.
Gdy ujrzałam Australijską naturę było już ciemno.
Chłód delikatnie muskał moją skórę. Usiadłam na jeszcze ciepłym piasku. Swój wzrok skoncentrowałam na księżycu, który wyróżniał się wśród wszystkich gwiazd swoim światłem. Pierwszy raz widziałam niebo tak dokładnie. Było czyste, bez żadnych samolotów czy paralotni.
Życie tutaj płynęło naprawdę spokojnie, cisza przelatywała z miejsca na miejsce wciąż będąc blisko mnie. Nie wiedziałam, że nocą może być tu tak pięknie, tak przyjemnie. To wszystko sprzyjało przemyśleniom, ale nie miałam czasu rozmyślać ani marzyć, chciałam korzystać z chwili, która była wyjątkowo przyjemna jak na to miejsce.
Coś zaszeleściło za mną. Nie odwróciłam się, wciąż spoglądałam na księżyc i jego liczne kratery wyglądające jak dziury w moim ulubionym serze.
Poczułam materiał na sobie. Miękki koc otulił moje ramiona. Chłopak usiadł obok mnie, również patrząc na światła na niebie.
-Dziękuję.-szepnęłam zagłębiając się w cieple materiału. Spojrzał na mnie z czułością.
-Powiedziałaś to słowo pierwszy raz od kiedy tu jesteśmy.-spostrzegł słusznie. I znów przeniósł swój wzrok tam gdzie ja.
Jego oddech był równy z moim, słyszałam nawet to w tej ciszy.
Gdzieś niedaleko przepełznął wąż, a koło mnie zabzyczała mucha.
-Piękne to miejsce.-stwierdził patrząc mi w oczy.-Prawie tak piękne jak ty.
O wiele piękniejsze ode mnie, chyba jeszcze tego nie może zrozumieć...
Moje mrużące się powieki otworzyło głośne wycie. Wzdrygnęłam się na co Harry tylko się zaśmiał.
-To dingo.-wyjaśnił.-Tutejszy pies. Jego wycie daje znak zwierzętom, że pora spać...-wgapił się gdzieś daleko, gdzie dosięgał jego wzrok, a mój już niestety nie.-Tak to sobie tłumaczę.-kątem oka spojrzał na mnie.-Ale chyba naprawdę pora już spać.- jeden z jego kącików ust uniósł do góry, widziałam to nawet w takiej ciemności.
-Nie.-ziewnęłam na co chłopak od razu się zaśmiał.
-Chodź, zbieramy się. Robi się zimno.-wstał z ziemi i spojrzał na mnie wyczekująco.
Nie miałam zamiaru wstać, chciałam zostać na noc na dworze. Miałam wrażenie, że to mi dobrze zrobi.
-Nieeee.-jęknęłam sennie. Chłopak popatrzył na mnie pytająco.-Zostań ze mną.-poprosiłam choć wcale nie wiedziałam co wyprawiałam, chyba mnie konkretnie powaliło, ale nic na to nie poradzę. Najwyraźniej tak chce coś w środku mnie, jeszcze nie wiem co, ale się dowiem... kiedyś.
Brunet usiadł z powrotem na swoje miejsce i kierując wzrok na mnie uśmiechnął się. Zobaczyłam małe wgłębienia w jego policzkach, których nie dostrzegłam wcześniej. Miał dołeczki, coś co mimo mojego dziwnego gustu podobało się w chłopakach. To było dosyć... słodkie.
Znów zauważył, że się mu przyglądam, z jego twarzy zniknął uśmiech, a pojawił się nieprzyjemny grymas.
-Proszę, nie patrz się na mnie, gdy się uśmiecham.-wymruczał niemrawo.
-Czemu? Twoje dołeczki są przeurocze.-stwierdziłam nadal mu się przyglądając. Skrzywił się na wypowiedziane przeze mnie słowa.
No co? Nie kłamałam.
-Nienawidzę ich. Ale jeśli ty je lubisz...
-Rozkazuję ci je polubić.-zachichotałam na co on zareagował podobnie.
Ocierał dłońmi swoje gołe ramiona, próbując się rozgrzać potem spojrzał na mnie i mój koc. Przeczuwałam, że było mu zimno.
-Podzielisz się kocem?-spytał przysuwając się bliżej mnie, na mniej bezpieczną odległość i co chwila zerkając na moje nakrycie.
-Mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt, więc chyba wypada.-roześmiałam się. Podałam mu jeden z końców koca i przysunęłam do niego aby materiał w pełni nas okrywał. Stykałam się z nim rękoma.
Ziewnęłam. I oparłam się o jego ramie, chyba ze zmęczenia. Miałam ochotę zasnąć tu i teraz.
Poczułam jak napinają mu się wszystkie mięśnie.
Oparł moją głowę na swoje kolana i głaskał mnie po głowie. Bawił się moimi włosami i muskał opuszkami palców po policzku, pozwalałam mu na to, kompletnie nie wiedząc dlaczego.
-Kocham cię.-wyszeptał i złożył na moim czole miękki pocałunek.-Dobranoc.
I zasnęłam, kolejny raz w jego objęciach.
____________________________
W tym rozdziale nie ma ani muzyki ani gifów. Dlaczego? Uważam, że ten rozdział jest taki inny, na swój sposób magiczny... Nie chciałam psuć go niedobranymi gifami czy równie niedobraną piosenką. Liczę, że przeczytaliście ten rozdział bez piosenki, w pełnym skupieniu i ciszy. Jeśli nie, wywalcie swojego irytującego brata czy siostrę przez okno (taki żarcik), wyłączcie nowy hit muzyczny, który akurat znaleźliście na youtube i przeczytajcie ten rozdział jeszcze raz. :)
Pytania do rozdziału: Czy Chanel będzie już taka zawsze? Może pogodziła się ze swoim losem? Czy Chanel zaakceptuje to, że już nigdy się nie uwolni? Czy będzie próbowała uciekać?
Śmiało piszcie w komentarzach.