piątek, 10 kwietnia 2015

3."Anyhow, from here you won't escape."

Muzyka
   Patrzyłam mu się głęboko w oczy. Miał w nich rozbawienie. W takich chwilach chce mu się śmiać? Przecież grożę mu śmiercią. I tak go zabiję, nawet jak mi powie.
Nacięłam mu lekko skórę na policzku. Chciałam pokazać, że naprawdę jestem do tego zdolna. Bo jestem! Chłopak syknął z bólu.
-A ja nie.-odparł krótko. Naśladowałam ruchy jego ust, które niedawno same prosiły się o pocałunek teraz przyprawiały mnie o mdłości.
Ale zaraz... jak to nie? On szydził ze mnie. W sumie... teraz będzie łatwiej mi go zabić. Wtedy będę wolna. I wrócę do domu.

Genialne! 

Oprawca gwałtownie chwycił za moją rękę gdy już miałam się go pozbyć. Ucisnął mój nadgarstek. Zabolało. Obrócił mnie i rzucił na łóżko, bezwładnie upadłam na nie. Przygniótł mnie swoim ciałem. Leżał na mnie stykając swoje czoło z moim.
Moje serce przyspieszyło, zaczęło bić jak oszalałe, a oddech stał się nieregularny. Co teraz zrobi? Najgorsze były moje głuche pytania zadawane w głowie.
Spojrzał głęboko w moje oczy. Co on takiego w nich widział? Są przeciętne. Za to jego... Starałam się jednak kierować swój wzrok wszędzie tylko nie na niego. To nie było łatwe.
Moje serce wciąż pracowało na najwyższych obrotach, a on nadal na mnie leżał. Taka chudzinka, a jednak moje ciało nie wytrzymywało jego ciężaru.
Odgarnął pasmo moich włosów za moje lewe ucho. Zadrżałam. Dlaczego jeszcze mnie nie zabił? Przecież mógłby to zrobić już dawno. Jeszcze zwleka. A może nie do tego dąży?
-Nie próbuj tego więcej-szepnął. Jego głos był taki miękki, pełen troski. Może przedtem zakochałabym się w tym głosie.-I nie zgwałciłem cię.-wypowiadał to tak poważnie, że po raz kolejny przeżyłam wstrząs. Pierwszy raz odważyłam spojrzeć mu w oczy. Były szczere. Jednak nie wierzyłam mu. Nie uwierzę mu już nigdy.-Nie dotknę cię jeśli nie wyrazisz na to zgody.
Sunął wzrokiem gdzie indziej. Przeniósł go na moje usta. Musnął je swoimi i wstał nie robiąc sobie z tego niczego.
Przeszedł cały pokój i stanął przy drzwiach.
-Dlaczego to robisz?-spytałam drżącym głosem.
Chłopak uniósł brwi. -Dlaczego mnie jeszcze nie zabiłeś?
-Nie mam zamiaru cię zabić. Nigdy nawet o tym nie pomyślałem. Głupiutka z ciebie istota droga Chanel.-nie dodając nic więcej wyszedł.
Chwilę potem czułam jeszcze jego wargi na swoich. Dotknęłam je palcem i czułam jakie są rozpalone, przez jego dotyk. To on tak na nie działał. Muszę w końcu wziąć się w garść i wymyślić ucieczkę. Czuję, że nie będzie łatwo. Nie z nim.
Znowu mnie zemdliło. Było tu tak parno. Do tego tak samotnie. Tego chciał? Chciał żebym umarła z samotności? Cały dom aż trzeszczał od ciszy. Ten dźwięk błądził po mojej głowie. Ta cisza... Taka irytująca i niechciana. W domu było inaczej. Ciągłe rozmowy biznesowe taty, rozpędzone samochody, pijani ludzie wracający z imprezy. Wolałam tamte dźwięki, były o wiele przyjemniejsze od tych tutaj.
Chyba wyszedł. Zastanawiało mnie gdzie. Przecież nie było tutaj nic oprócz tego cholernego pustkowia! A może nie wszystko widziałam? Może istnieje tutaj miejsce gdzie mogłabym uciec. Schronić się. Choć na chwilę. Przecież nie możliwe jest to, że tu nie ma niczego. To absurd!
Rozejrzę się...
Poczłapałam do drzwi, delikatnie uchyliłam je sprawdzając czy czasem go nie ma. Droga wolna. Drzwi z mojego pokoju prowadziły do do kuchni, która stanowiła jakby pokój przejściowy. Była taka piękna! Nie za duża, ale też nie za mała. Doskonale wyposażona z wszystkimi najnowszymi urządzeniami. Było tutaj wszystko! Jak w moich snach. Zawsze marzyłam, że gdy już założę rodzinę to będę miała taką kuchnię. Wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać mój cały dom. Wiem... to głupie.  Poza zachwycającą kuchnią były tutaj jeszcze trzy pary drzwi! Jakie wybrać? Boję się, że gdy wybiorę złe on tam będzie. Złapie mnie i zabije. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Nie można sobie wyobrazić jak bardzo się trzęsłam ciągnąc za klamkę.

No dawaj Chanel! Jeśli nie to, to nic cię nie uratuje. Zrozum to, jesteś pod kluczem.

Nie było go tu. Z serca spadł mi kamień. Drgawki ustały. Mam szczęście... tym razem.
Pomieszczenie było jakoś tak dziwnie puste. Praktycznie nic w nim nie było oprócz wielkiego dwuosobowego łóżka i małej szafy. Łóżko było totalnie rozgrzebane.
To był jego pokój... poczułam to po tym znajomym zapachu, który czułam gdy tylko on się pojawiał. Lekko drażnił moje nozdrza, ale był na swój sposób nawet przyjemny. Czego nie mogłabym powiedzieć o Harrym. Kim on jest do cholery?! Złodziejem... złodziejem, który ukradł mi życie. Nienawidzę go. I tak bardzo mam ochotę go teraz zabić. Co jest dziwne. Gdy tylko słyszałam o jakichkolwiek morderstwach w telewizji zatykałam uszy. Nie chciałam o tym słuchać, to było obrzydliwe i pełne grozy. Nie rozumiałam jak ludzie mogą dopuścić się do takiego czynu. Już rozumiem... i niektórym się nawet nie dziwię. Wiem, że to zrobię, prędzej czy później zabiję go... albo on zabiję mnie.
Wyszłam z pokoju, nie było tam niczego co mogłoby mi się przydać do ogłuszenia albo ucieczki.
W oczy rzuciły mi się drzwi z lewej strony. Czułam jakby mnie wołały. Odbiło mi. Co będzie potem? Nie, nie będzie potem... przynajmniej nie tu. Potem będzie w domu. I tego się trzymam.
Podeszłam do drzwi, już nie bałam się tak jak za pierwszym razem. Pierwsze koty za płoty. Otworzyłam je i nagle znalazłam się w łazience. Zamarłam. Eee... On chyba ukradł mój mózg! To wszystko wyglądało tak jak chciałabym aby wyglądało w moim przyszłym domu. To straszne! Nie mogę w to uwierzyć. Zaczynałam się bać i znów dostałam ataku trzęsiawki. Co to będzie? On jest jakiś popierdolony! Uciekłam z tamtego miejsca jak najszybciej. Zostały tylko jedne drzwi. Bez zastanowienia weszłam w nie. Czułam się jak Alicja w Krainie Czarów.
Światło wpadające do moich oczu oślepiło mnie. Było tak jasno, że przez dłuższy czas musiałam oswajać się ze światłem. W końcu otworzyłam oczy. Wyszłam. Juhuuu. Jestem wolna. Ale chwila... Gdzie on jest? Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam niedaleko mnie drewniany budynek, coś jak garaż. Jak mogłam go przeoczyć? Przecież nie jestem aż tak ślepa.No tak, ale przecież jestem AŻ tak głupia.
Pewnie tam jest. Nie wie, że wyszłam. Mam go.
Spojrzałam tu i tam szukając drogi do ucieczki, jednak niczego nie znalazłam. Oprócz tego małego zabudowania nie było niczego. Ale to tylko myśli moje oko. Tam dalej na pewno są jakieś domy, a jak domy to i miasta, a jak miasta to i pomoc! Mogę się założyć, że nie długo będę w domu... a Harry w więzieniu.
Nie mogłam się doczekać tej chwili, gdy zobaczę znowu tatę, miasto i ludzi.
Chwilę zastanawiałam się czy nie zabrać ze sobą jakiegoś prowiantu, ale szybko zrezygnowałam. Po co zwlekać, przecież wystarczy, że przejdę się trochę i już ludzie przybiegną mi na pomoc. To proste!
Pobiegłam przed siebie. Tylko zapomniałam, że miałam bose stopy, ale to nic, Walić to! Najważniejsze jest moje bezpieczeństwo i wolność oczywiście. Biegłam, biegłam, biegłam, biegłam, biegłam i biegłam. Czułam się wolna, ale czy naprawdę taka byłam?
Słońce prażyło moje ramiona. Leciutki wiatr wiał mi w oczy, chociaż to dawało mi ochłodzenie w tym parnym dniu.
Obejrzałam się za siebie, nadal było widać dom... i to całkiem wyraźnie, a pustka przede mną nie ustępowała. Kurwa! Jak tak dalej pójdzie to nigdzie nie dojdę.
Rozpalona ziemia parzyła moje stopy niczym płonący węgiel. Coś przepełzło pod moimi nogami, omal tego nie zdeptałam. Bogu dzięki! Nie zatrzymywałam się. Wciąż biegłam, ale moje serce nie nadążało już za mną. Zwolniłam. Czułam suchość w ustach, z mojego gardła został wiór.
Obróciłam się niezgrabnie patrząc co już zostawiłam za sobą.
Jakaś malutka postać zmierzała w moją stronę. Analizowałam jej rozmazane przez upał ruchy. Człowiek. Pomoc? To jest to czego oczekiwałam! Pobiegłam w stronę przemieszczającego się ludka. To nic, że stopy paliły jak oszalałe i wybijały się w nie różne rośliny twarde jak gwoździe. Ważne, że się uwolnię.
Moje oczy powoli wyostrzały obraz.
Nie mogę uwierzyć, że to się dzieję... będę wolna.
 Zaraz, zaraz... to on! Mój porywacz. Jak to? No jasne, przecież się cofam. A ja idiotka myślałam, że znalazłam wyjście z tego pustkowia. Zwróciłam i uciekałam przed nim.
Proszę, nie. On nie może mnie złapać. Nie teraz... Boję się. Nie chcę umierać.
Słyszałam za sobą jego kroki. Był blisko, czułam to. Powoli odczuwałam już koło siebie jego oddech. Spojrzałam za siebie. Dosłownie siedział mi na ogonie. Nie mogłam przyspieszyć coś we mnie odmawiało mi posłuszeństwa.
Moim nogom napatoczył się jakiś kamień. Zahaczyłam o niego i upadłam. Cholera, już po mnie! Próbowałam się podnieść, ale nie mogłam. Zaczęłam się czołgać. Całkiem dobrze mi to szło. Do czasu...
Chłopak chwycił za moją kostkę i zacisnął ją w swojej ręce. Docisnął mnie do czerwonej ziemi. Byłam unieruchomiona, ale zaczęłam się szarpać i wrzeszczeć jak szalona. Bez walki się nie poddam, o nie! Czułam jego oddech na moim karku. Wiem, że trudno mu było sprawić abym mu się nie wyrwała.
-Przestań się wierzgać!-warknął.
Że co? Wierzgać? Jak jakiś koń?
-Przestań, rozumiesz?-na to wychodzi, że nie.Wciąż się wyrywałam. Traciłam powoli siły. Słabłam, jednak próbowałam dalej.-Nie rozumiesz, że i tak stąd nie uciekniesz?-spytał, a raczej poinformował mnie zmęczony.
Właśnie tego nie rozumiałam. Nie rozumiałam tego i nie zrozumiem. Nigdy. Będę walczyć do końca moich dni, aż do śmierci jeśli będzie trzeba.
Byłam cała brudna od krwistoczerwonego prochu, bo nie można było nazwać tego piaskiem. Moje siwe spodenki wraz z białą koszulką straciły swoje kolory, a zyskały nowe -czerwonkawe- co wcale mi się nie podobało.
Bez większego wysiłku zarzucił mnie na ramię. Zawisłam głową w dół. Czułam się jak worek ziemniaków.
Kopałam go w ramię i w plecy, rękami, nogami wszystkim czym się da. Wyrywałam się i wrzeszczałam na cały głos jak opętana. Tylko niepotrzebnie się męczyłam...
A on? On tylko szyderczo śmiał się pod nosem, że ma nade mną przewagę. Miał frajdę. Ale mi frajda... super.
-I tak stąd nie uciekniesz, Chanel. Pogódź się z tym.-rzekł zwycięsko. Niósł teraz swoją zdobycz do domu, tak tą zdobyczą byłam ja. Może nie dziś, ale kiedyś się wymknę.-Stąd nie ma wyjścia. Jesteśmy w samym środku niczego. Fajnie, co nie?-uśmiechnął się przez ramię gdzie zwisała moja głowa. Na sam mój widok roześmiał się głośno. Miał taki dziwny śmiech, znajomy, ciepły, troskliwy. Chyba nie spodobał mu się ten dźwięk bo szybko zamilkł. To dobrze. Nie chciałam go słyszeć. Wolałam wyobrażać sobie, że jestem w domu, lecz jego chód kołyszący moje ciało uniemożliwiał mi to.
W końcu nie wytrzymałam.
-Na ile zamierzasz mnie tu przetrzymywać?-spytałam jak najbardziej twardym głosem.
-Na zawsze. I jeszcze dłużej.-jego słowa wcale mnie nie zdziwiły tym bardziej, że były wypowiedziane przez niego tak spokojnie.
Nie byłabym tego taka pewna.


W "moim pokoju" w końcu mogłam stanąć na własnych nogach. Już było mi nie dobrze od tego zwisania.
Obrzuciłam mojego oprawcę złowieszczym spojrzeniem. Jego reakcją było lekkie spięcie.
-Przyniosę ci wodę.-rzucił na odchodne, Jakby mnie obchodziło, phi.
Potrwało to trochę czasu zanim wrócił. Przez ten czas snułam plany jak go podejść. Nie przychodziło mi wiele pomysłów, może przez to, że mój mózg się przegrzał od słońca.
Harry niósł w rekach dwie szklanki z brązowawą wodą. Usiadł na obrotowym fotelu i próbował nie patrzeć się na mnie. Jego stopy coraz bardziej mu się podobały, a nawet dziura w suficie zrobiła się interesująca.
O co mu chodziło? Nagle próbuje na mnie nie patrzeć. Czyżby zrobiło mu się mnie żal? Niemożliwe.
Upiłam łyka wody. I wpatrywałam się w niego perfidnie.
-Czemu tutaj jestem?-spytałam cicho. Chłopak siedział nieruchomo, jego krtań nawet nie miała zamiaru drgnąć. Nie spojrzał na mnie, a nawet się nie ruszył.-Czemu?-nie uzyskałam odpowiedzi. Nagle taki cichy się zrobił? Kto tu kogo porwał? Jeśli nie chce mi powiedzieć to niech chociaż mnie zabije będzie mi łatwiej.
-Spójrz na mnie!-wrzasnęłam.
-Sam nie wiem.-spojrzał na mnie z żalem i wyszedł zły. Chyba sam na siebie bo ja mu nic przecież nie zrobiłam, oprócz tego podniesionego głosu, ale chyba mam prawo do niezbędnej wiedzy? Oczywiście, że mam.
Po chwili wrócił niosąc na tacy dwa talerzyki z jakimś jedzeniem. Nie wiem co to było... chyba jakieś owoce.
Usiadł na swoje dawne miejsce i cicho westchnął. Przygotowywał sobie chyba jakieś przemówienie bo przetarł nerwowo twarz dłonią. Spojrzał na mnie z powagą.
-Pozwól, że opowiem ci moją historię-zaczął-Wiesz... nigdy nie miałem prawdziwego domu... Jako niemowlę zostałem podrzucony pod drzwi domu dziecka z karteczką, na której było napisane "Ma na imię Harry". Nigdy nie poznałem swoich rodziców. Najprawdopodobniej byli to alkoholicy, którym przeszkadzał dzieciak taki jak ja. Dobrze, że chociaż zostawili mnie pod tym sierocińcem-zaśmiał się gorzko-Jednak wiedziałem coś na pewno... wiedziałem, że nie tam jest moje miejsce. Pewnego dnia uciekłem. Wychowawczynie nawet nie kłopotały się aby wezwać policję. Jedno dziecko w tę czy w tą nie robiło im zbytnio różnicy.-wymusił na twarzy słaby uśmiech i kontynuował- Musiałem nauczyć się żyć na ulicy jeść to co sam zarobiłem albo wyżebrałem. Nigdy nie wiedziałem co to miłość, a ludzie przyglądali mi się z odrazą.
Niczego z tego nie rozumiałam. To co mówił nie miało ładu ani składu. Nic mi to wszystko nie mówiło. Wydawało się, że była to pusta paplanina słów.
-I co to ma wspólnego ze mną?-spytałam zadzierając wysoko brwi.
-Kiedyś spotkałem w parku dziewczynkę. To było dziesięć lat temu, dobrze pamiętam ten dzień. Miała piękne zielonkawe oczka i długie kasztanowe włosy, które powiewały przy każdym dmuchnięciu wiatru. Ubrana była w różową zwiewną sukienkę. Wyglądała jak księżniczka. Nie mogłem się na nią napatrzeć. Ukrywałem się w krzakach aby móc na nią patrzeć, a jednocześnie nie przestraszyć jej swoim ubóstwem. Jednak ona usłyszała mnie. Zlękła się, ale nie uciekła... wręcz przeciwnie, podeszła do mnie. Gdy mnie zobaczyła nie zareagowała tak jak inni ludzie, była wyjątkowa. Zaproponowała mi wspólną zabawę. Nie patrzyła na to jak wyglądam ani na to jaki jestem biedny, tylko na to jaki jestem. Nie pasowała do świata, w którym żyła. Była dobra, inteligentna i piękna...To byłaś ty, Chanel.-uśmiechał się patrząc mi w oczy.
To wszystko było taki niewiarygodne, brzmiało jak jakiś absurd. Nie chciałam w to wierzyć... ale prawda była taka, że pamiętam ten dzień. Pamiętam go dokładnie, jak żaden inny. Pamiętam tego chłopczyka i widzę w nim Harrego. Miał rację, nigdy nie zwracałam uwagi na dobra materialne człowieka, patrzyłam tylko na to kim był w środku... w sercu. Ten chłopczyk był dobry, wiedziałam to, tylko nie wiem gdzie on się podział, bo nie siedział przede mną. Przecież przede mną siedział porywacz, złodziej, gwałciciel, morderca. Tak uważam... według mnie właśnie taki był.
Siedziałam cicho. Choć chciałam to słowa nie mogły wydobyć się z moim ust. Czekałam aż on coś powie. Miałam nadzieję, że to zrobi.
-Obserwowałem cię ,jak dorastasz, a razem z tobą dorastałem ja. Widziałem każdy twój dzień, żaden nie był nudny. Codziennie się uśmiechałaś, skakałaś radośnie gdy tylko mogłaś komuś pomóc. Byłaś wzorem do naśladowania dla takiego kogoś jak ja. Imponowałaś mi, byłem tobą zauroczony...
Zaraz, zaraz...
-Widziałeś każdy mój dzień?-przerwałam mu swoim pytaniem.
-Tak.-wzruszył ramionami jakby to miało być coś normalnego.
To nie było normalne, to było nienormalne.
-Obserwowałeś każdy mój ruch?-w środku zaczęłam się trząść. Znowu to samo, gdy tylko się czegoś przestraszę od razu mam ataki tych drgawek. Coraz ciężej mi się oddychało.
Miałam nadzieję, że on żartuje, że to wszystko zaraz okaże się żartem. Moje nadzieje były głupie i bez sensu.
-Wiem nawet jakiego szamponu używasz.-od błyszczącego zza okna słońca twarz mu rozpromieniała. Widziałam jego lubieżny uśmiech na ustach.
Obserwował mnie nawet pod prysznicem? Wtedy, gdy byłam całkiem naga? Widział wszystko? To przestawało być śmieszne, to w ogóle nie było śmieszne!
-Jesteś chory!-wyjąkałam z drżącymi ustami.
-Na twoim punkcie.-odparł zaglądając mi w oczy. Nie mogłam tego wytrzymać. Miałam dość.-Jesteś inna, nie pasujesz tam. Tylko tu możesz być taka jaka naprawdę jesteś. Bo jesteś wyjątkowa, Chanel. Dlatego cię tu przywiozłem, nie chciałem żebyś stała się taka jak twój ojciec i inni ludzie.
-Nieprawda, on wcale taki nie jest!-wrzasnęłam na niego jadowicie.-Na pewno już zawiadomił wszystkie media i policję. Pewnie już wszyscy mnie szukają!
Mógł mówić sobie co chce, ale nie o moim ojcu. Nie pozwolę mu na to. W ogóle nie powinnam go słuchać, bo to co mówił było kłamstwem i jedną wielką paranoją.
-Może tak, może nie.-wzruszył obojętnie ramionami-Ten prezent, o którym ci mówił to miała być przeprowadzka do ciotki na wieś. Chciał się ciebie pozbyć. Za bardzo przeszkadzałaś mu w interesach. Nie kochał cię. Jest taki jak wszyscy, a nawet gorszy.
-Kłamiesz!-zacisnęłam powieki aby łzy gromadzące się pod nimi się nie wydostały, ale one już swobodnie płynęły po moich policzkach. Wierzchem szorstkiej dłoni otarł mi jedną z nich.
Nienawidziłam go. Chciałam żeby smażył się w piekle.
-Nie, Chanel, choć bardzo bym chciał.-spojrzał na mnie z żalem. Widziałam, że chciał mnie przytulić, ale nawet jakby próbował to zrobić odepchnęłabym go, albo zabiła. Obojętnie.
Uspokoiłam się lekko i przetarłam mokrą twarz koszulką, którą miałam na sobie. Chciałam żeby sobie poszedł, ale musiałam wykorzystać to, że w końcu się przemógł i chciał mi wszystko opowiedzieć.
Starałam się być silna, przecież jestem silna!
-Skąd miałeś pieniądze żeby to wszystko zbudować?-wyjąkałam wzrok wlepiając w dłonie.
Niech jeszcze tyle mi powie. Chociaż tyle...
-Kiedyś ci opowiem. Jeszcze całe życie przed nami...-czułam ciepło w jego głosie i choć nie patrzyłam na niego wiedziałam, że się uśmiecha. Po chwili słyszałam tylko trzask drzwi.

A niech cię szlag, Harry!

________
________
Czy wy też uważacie, że powinnam was trochę dłużej potrzymać w niepewności? Może to nie jest koniec sekretów? Co będzie dalej?
Liczę na dużo komentarzy tak jak było w pierwszym rozdziale ;)

8 komentarzy

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. OMG. Co w ogóle?!
    Jak? Jak?
    Dobra. Przyznam, że ta ckliwa historia Harrego nie bardzo mnie przekonała, ale jestem w stanie w nią uwierzyć...
    Co główna bohaterka ma z tym zabijaniem? Z tego co mówił Harry, była ...altruistką (nie jestem pewna, czy to słowo się odmienia) więc skąd tak łatwo przychodziło jej myślenie o zabiciu drugiego człowieka?
    Kurde tan Harry... jak powiedział że nie wie, dlaczego Chanel tam jest, nie sądziłam, że jest jakimś dziwacznym podglądaczem... a raczej wynajętym przez kogoś tam chłopakiem... może nawet być że z ulicy :P
    Ale to by tłumaczyło dlaczego ocalił ją wtedy przed imprezą! I dlaczego później też tam był!
    Jeżeli Chanel wpadnie... będzie miała Syndrom Sztokholmski... To nie wiem co ci zrobię... Z jednej strony byłam bym szczęśliwa... A z drugiej strony znajduje się moje racjonalne myślenie i dziwaczne systemy wartości...
    Kurde! Kiedy tu trafiłam, nie sądziłam, że to będzie takie super! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Agnieszko! Kocham cię, wielbię i jesteś najlepszą blogerką na świecie! <3

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, nie spodziewałam się tego że Harry tak szybko wyzna jej prawdę. Znaczy, 1/69 całej historii ale i tak już sporo jak na moje serce. Podoba mi się ten rozdział, tak dużo Harry'ego, czyli tak jak lubię. Chanel wciąż mnie wkurza ale wybaczę jej, bo ma naprawdę ładne imię. No co więcej napisać? Nie ma się nawet do czego przyczepić, wszystko mi się podoba i znów czekam na nowy rozdział. Życzę dużo weny, bo wiem że się przyda :) x

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny z niecierpliwością <3

    OdpowiedzUsuń
  6. OłYeah.Jesu, ale jestem podjarana tym rozdziałem.Sądzę że jesli napisałabym w komentarzu tylko jedno słowo czyli w tym przypadku : "zajebiste" nie zmieniło by to postaci komentarza także : ZAJEBISTE

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie, czekam na nastepny . nie dane jest mi pisać długich komentarzy. Bardzo lubię takie opowiadania i strasznie często płacze omg nawet tu się poplakalam hahah

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytając ten rozdział nie widziałam końca,uwielbiam takie długie rozdziały,oby takich więcej. Chciałabym napisać coś ciekawego,pożytecznego ale po prostu jest to takie świetne,że nie potrafię tego "ubrać w słowa".Świetny post,świetne opowiadanie,po prostu jesteś świetna.A mój komentarz skończę słowami "Byle do poniedziałku!" :)

    OdpowiedzUsuń