poniedziałek, 6 kwietnia 2015

2."House"

   Znalazłam się w zupełnie obcym mi miejscu. Wokół dominowała czerwień. Dominowała? Ona była wszędzie! Jaskrawy, płomienny czerwień lekko wchodzący w pomarańcz.
Boże... jestem w piekle. Tak szybko? Myślałam, że to chwile potrwa zanim umrę. Chwila, chwila... podobno zmarli nic nie czują. Uszczypnęłam się więc w sutek i zajęczałam z bólu. Żyję! Wiedziałam, że złego diabli nie biorą!
A więc jeśli żyję, gdzie jestem? Rozejrzałam się dookoła. Przemieszczałam się, niewątpliwie. Gdzie ja do cholery jestem?
Chyba dopiero po chwili odzyskałam dokładne widzenie. Byłam w samochodzie. Okej, chyba trochę się uspokoiłam, ale tylko na chwilę... Kto kieruje? Nie widziałam kierowcy gdyż siedzenie na którym ten ktoś mógł siedzieć kompletnie tego kogoś zasłaniało. Chciałam się ruszyć, ale przychodziło mi to z wielkim trudem. Dlaczego? Czemu niczego nie pamiętam? Do tego tak strasznie mnie mdli... Chyba zaraz puszczę pawia.
W końcu przemieściłam się na miejsce obok, okropnie się przy tym męcząc. Przetarłam kilka razy oczy i twarz pokrytą potem, było tu strasznie gorąco... w końcu spojrzałam na miejsce kierowcy.

To były loki i ten roześmiany wyraz twarzy.

To on! Harry. Co on... co ja... o co tu w ogóle chodzi?!
On uśmiechał się sam do siebie! To jakiś psychopata! Jestem w wielkim niebezpieczeństwie. Może on coś mi zrobił? Zgwałcił mnie, a teraz porwał?
Odruchowo złapałam się za swoją sferę intymną. Spodziewałam się krwi na sukience, ale nie miałam jej już na sobie! Miałam na sobie ciuchy kompletnie nie w moim stylu. Dziwne było to, że gwałt nie wchodził w grę, gdyż w ogóle nie odczuwałam bólu w podbrzuszu. Chłopak zauważył mnie w odbiciu lusterka, akurat wtedy gdy sprawdzałam czy nie zostałam zgwałcona. Roześmiał się na ten widok. Super, tylko, że mi wcale nie było do śmiechu. Chciałam stąd uciec tylko, że nie miałam jak. Byłam zbyt słaba. A do tego pojazd wciąż się poruszał. Tak czy inaczej, zginę.
-Gdzie jestem?!-zajęczałam, chodź ciężko mi było cokolwiek z siebie wydobyć. Zrobił niemrawą minę, żal mu się zrobiło, że nie jestem w stanie niczego powiedzieć? W zamian za mój wysiłek wywołany mową otrzymałam ciszę.-Powiedz coś!-krzyknęłam.
-Zaraz będziemy na miejscu.-wymruczał w końcu.
Czyli gdzie? W domu? Mózg podpowiadał mi, że nie tym razem...
Bałam się odezwać, bałam się, że ten człowiek coś mi zrobi, przez resztę drogi siedziałam cicho. Tak bardzo nie wiem co robić...


Samochód zatrzymał, a przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. I kto mi teraz pomoże?
Brunet wyszedł z auta i otworzył mi drzwi. Wstrząsnęła mną fala ciepła, która wdarła się do auta z ogromnym parciem. Niepewnym ruchem wyszłam z pojazdu i stanęłam na równych nogach. Dookoła było tak czerwono, a oprócz tego tak pusto, widocznych było tylko kilka uschniętych roślin czekających na choćby kroplę wody. Dookoła pustki. Nie było tu dróg ani domów, sklepów, ludzi. Niczego. I jeszcze te gorące promienie światła, które padały wprost na mnie. Gorąco.
-G-gdzie j-jestem?-wyjąkałam.
-W domu.-uśmiechnął się szelmowsko i zwiedził wzrokiem całą przestrzeń dumnie przy tym wzdychając.
-Wiem jak wygląda mój dom. Gdzie jestem?!-warknęłam powtarzając to samo pytanie. To nie był mój dom. Ani miejsce w, którym się znajdował, to zupełnie co innego. Tysiąc razy zadawałam sobie w głowie to samo pytanie: Co to za miejsce?-Gdzie jestem do cholery?!-wycedziłam przez zęby.
-W Australii, skarbie.-odparł z uśmiechem.-Teraz tu będzie twój dom.-spojrzał na mnie i gestem ręki wskazał na budynek za jego plecami. To ma być dom? To... coś?
Miałam ochotę mu walnąć z pięści w twarz...

Dobra myśl, Chanel!

Tak chciałam zrobić... jednak nie udało się, gdy tylko zrobiłam jeden krok i uniosłam na niego rękę nogi mi się załamały. Byłam za słaba. Upadłam na podłogę i z odczuwszy ból popłakałam się jak małe dziecko.
Myślałam, że zacznie się nade mną wyżywać, pobije mnie albo zrobi coś innego równie strasznego za to co miałam zamiar zrobić, ale myliłam się. Widząc mnie skuloną na ognistej ziemi pokręcił głową z politowaniem i wziął mnie na ręce.
-Nie chcę.-pisnęłam cicho.-Zostaw mnie.-nie posłuchał. Szarpałam się, ale na nic. Był silniejszy, zmiażdżył mnie swoimi ramionami. Zaniósł mnie do budynku przez niego nazwanym domem. Było tam tak przytulnie. Tylko świadomość, że niesie mnie przestępca sprawiała, że powracał lęk. W każdej chwili ten człowiek mógł zrobić mi coś złego, i kiedyś zrobi, jestem co do tego przekonana.
Położył mnie na łóżku w jednym z pokoi. Wyglądał... zupełnie jak mój! Te rzeczy, które ubywały mi z pokoju... one wszystkie tu były! Moje pamiątki, zdjęcia mamy, wszystko! Nawet dziura w suficie.
I znowu to odczułam, piekące przerażenie, strach, ból, lęk.
Chłopak usiadł na kancie łóżka, niedaleko mnie. Wyglądał jak seryjny morderca. Przez te promyki słońca wpadające przez okno wyglądał strasznie. Nie tak jak wtedy gdy go poznałam...Wolałam go nie drażnić, więc nie odzywałam się. Mimowolnie z moich oczu zaczęły wydobywać się łzy. Cichutko szlochałam mając nadzieję, że Harry mnie nie usłyszy.
Chyba ma dobry słuch... Rozdrażniony wstał i zerknął na mnie. Chwycił za klamkę.
-Czuj się jak u siebie.-mruknął i wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi. Co miał przez to na myśli? Hm... może to, że pokój jest kopią mojego, w którym tak bardzo chciałam się teraz znaleźć? Bardzo...
Z trudem wstałam z łóżka. Zakręciło mi się w głowie. Przecież musi tu być coś co mi się przyda. Spojrzałam na drzwi. Klucz. No jasne! Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałam? Zamknę tu się na wieki wieków. Tym sposobem nic mi nie zrobi, a ja będę tutaj sobie w spokoju czekać na pomoc. Przecież to oczywiste, że tata mnie już szuka. Pewnie już całe miasto staje na głowie żeby mnie znaleźć. Przeczekam tylko kilka dni... tylko kilka i będę w domu. Tam gdzie moje miejsce.
Odległość między mną, a drzwiami nie była wielka, pokonałam ją bez większych problemów. Przekręciłam bezszelestnie klucz w drzwiach i od razu poczułam się bezpieczniej. Walnęłam się na łóżko i zasnęłam z myślą co będzie jutro.


Obudziło mnie zawzięte pukanie do drzwi. Przeciągnęłam się leniwie i znowu przytuliłam poduszkę cicho pochrapując.
-Masz otworzyć te cholerne drzwi!-warknął ktoś z zewnątrz. Wykrzywiłam twarz w grymasie.
Czy on mi rozkazywał? Rozkazywał mnie? Mnie? Córce z rodu West? Chyba nie wie co robi.-Chanel, kurwa!
Co on taki nerwowy? Coś nie tak w tym, że potrzebuję prywatności? Ej, nie przesadzajmy! W końcu jestem kobietą... prawie kobietą. Powiedzmy, że trochę mi brakuje do stuprocentowej kobiety.
-Czego pragniesz?!-syknęłam i roześmiałam się pod nosem. To musiało dosyć śmiesznie zabrzmieć. Jakbym pytała się go w jakiej pozycji dzisiaj... no ten. Nieważne.-Czego chcesz?-poprawiłam się.
-Abyś otworzyła mi drzwi.-odrzekł błagalnie.
-Nie mam takiego zamiaru.-splotłam ręce na piersiach i zrobiłam kwaśną minę. Trudno będzie mu mnie przekonać, jestem stworzona do negocjacji.

-Wtedy... powiem ci dlaczego tu jesteś.-westchnął zmęczony.
Szybko podbiegłam do drzwi i otworzyłam je.
-Właź, byle szybko!-warknęłam popychając go w głąb pokoju.-Mów!-syknęłam mu w ucho.-Bo...
-Bo?-zaśmiał się pod nosem nie dowierzając mi, że jestem naprawdę groźna. Może nie wyglądam, ale on też nie wyglądał na porywacza.
Rozbiłam ramkę jednego ze zdjęć będących najbliżej mnie. Szkło rozbryzgało się po całym pokoju, a ja złapałam za jeden z najostrzejszych odłamków. Przystawiłam mu do szyi i mrugnęłam porozumiewawczo.
-Bo inaczej umrzesz.-wycedziłam.-Nie wiem jak ty, ale ja proponuję ugodę
___________________
Domyślacie się może co będzie dalej? Jakieś uwagi? Śmiało piszcie w komentarzach.

5 komentarzy

  1. WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOW.
    Co tu się dzieje...?
    Brak mi słów. Jest super. Co prawda wkradło się parę literówek, ale co tam? :)
    Dobra. Ja mam teorię.
    Bo mama Chanel umarła i od tej pory jej ojciec nie może na nią patrzeć. I teraz zapłacił Harremu, żeby gdzieś wywiózł dziewczynę, ale żyby była bezpieczna i żeby on się nią opiekował.
    Mam rację? :D
    Piiiiiisz szybko kolejne :c
    Chcę wiedzieć jak to będzie... Jak to między nimi będzie... :3
    A i jeszcze jedno: Harry porwał ją, włożył do pokoju, ZOSTAWIŁ JEJ KLUCZ ale nie miał zapasowego, żeby się dostać do środka?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy tylko ja nie szczypie się za sutek? XD
    Ogólnie to bardzo fajnie, zakończyłaś w głupim momencie. I tak, mam teorię która jest prawdziwa, ale nie będę psuć innym zabawy w czytaniu następnych rozdziałów. Chanel mnie momentami denerwuje, ale za to Harry sagkbvdsgdsg.

    Czekam na następny! :) x

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń