poniedziałek, 15 czerwca 2015

13. "Chanel, you live!"

 Obudziłam się z przerażającym bólem głowy. Spróbowałam otworzyć oczy, ale gdy tylko to zrobiłam oślepiło mnie jasne światło. Zamrugałam kilkakrotnie, a kiedy w końcu oswoiłam się z jaskrawym światłem padającym wprost na mnie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
 Byłam przypięta do jakichś kabelków, sama nie wiedziałam co to takiego. Nie było to jakąś zagadką, że znajdowałam się w szpitalu. Spojrzałam na prawą stronę łóżka, na którym leżałam. Siedział tam Harry, oparty głową o moje kolana. Trzymał luźno moją rękę i najwyraźniej spał.
 Poruszyłam delikatnie palcem u dłoni, którą trzymał brunet. Chłopak gwałtownie podniósł się do góry. Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
 Miał podpuchnięte oczy, sama byłam ciekawa ile czasu ich nie zmrużył. Wyglądał strasznie, ale w tamtym momencie tylko on był osobą, której potrzebowałam i cieszyłam się na jego widok.
 -Chanel, ty żyjesz!-wykrzyknął i przytulił mnie najmocniej jak potrafił po czym prędko się odsunął. Przetarł nerwowo twarz dłonią.-Przemyślałem sobie to wszystko. Wiem, że nie popełniłem w życiu wiele błędów...-ja też to wiem, ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie?-Jak tylko wypiszą cię ze szpitala odwiozę cię do domu, do ojca, a ja...-przerwał drżącym głosem.-pójdę na policję.-skończył pewny siebie.-Już nigdy nie wyrządzę tobie krzywdy, będziesz miała to o czego od samego początku chciałaś.
 Spojrzałam na niego z czułością. Wskazałam na miejsce, na którym jeszcze niedawno siedział i kazałam mu usiąść.
 -Tylko, że ja już nie chcę.-uśmiechnęłam się na tyle na ile pozwalało mi moje osłabione ciało.-Dom jest tam gdzie jestem z tobą.-zacytowałam jakąś książkę, która wyrażała dokładnie to o czym myślałam.
 Może to wszystko wydawać się dziwne lub nie, ale ja na prawdę go potrzebuję. To się chyba nazywa miłość, tak? Nie wiem kiedy i jak to sobie uświadomiłam, ale już wiem co czuje do tego człowieka. W końcu zrozumiałam, że mój dom jest w Australii z nim, a nie przy ojcu, który nie wiadomo czy w ogóle zorientował się, że mnie nie ma. Chcę z nim zostać, w końcu jestem pewna, że to wszystko co mnie spotkało nie było przypadkowe. Może i jestem ofiarą Syndromu Sztokholmskiego, ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to teraz. Może to zabrzmi egoistycznie, ale najważniejsze jest moje szczęście, nasze szczęście. Chcę wrócić na to pustkowie, chcę tam żyć, kochać i trwać.
Może nie idzie zapomnieć o tym, że mnie uprowadzić, ale zawsze idzie wybaczyć. Wszystko co zrobił źle w głębi serca wybaczyłam mu tym co zrobił dla mnie dobrego.
Mówił do mnie żebym nigdy się nie poddawała, gdy on zrobił to dla mnie. Wiem, że zgłosiłby się na policję, a zrobiłby to na pewno z bólem w sercu.
 Chłopak rozpromieniał, a na jego twarzy zawitał wielki uśmiech. Przytulił mnie, jednak teraz aż zabrakło mi powietrza.
 -Uważaj bo mnie zgnieciesz.-zachichotałam.-Jak tylko mnie wypiszą jedziemy do domu, do NASZEGO domu.-oznajmiłam.
 -Nie tak prędko, moja panno.-zaśmiał się.-Myślisz, że przyjedziesz tam "od tak"?-skrzywiłam się lekko i dokładnie analizowałam każde jego słowo. Nic nie zrozumiałam.-Muszę wszystko przygotować na twój przyjazd. Jeszcze wiele na ciebie czeka.-uśmiechnął się nieznacznie.
 -Co takiego?
 -Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.-cmoknął mnie w policzek i uściskał moją dłoń.-Na ten czas pojedziesz do Nialla i Meghan.
Ale, jak to?
 -To wy nie jesteście w konflikcie? Przecież próbowałeś go zabić...-przypomniałam pamięcią sięgając do sytuacji zaistniałych, gdy Niall nas odwiedził.
 -Nigdy nie byliśmy pokłóceni. Zrozumiał mnie, sam zrobiłby to samo. Z resztą... pewnie już o tym nie pamięta. Po co rozpamiętywać takie drobnostki.-uśmiechnął się.
Jeśli próba zabicia kogoś jest drobnostką to nie mam nic przeciwko. Rozumiem to. Szczerze? Nie, nie rozumiem.
 -Pójdę ci po wodę. Czekaj tu na mnie.-skierował się w stronę drzwi.
 -Dobra rada. Lepiej się pospiesz bo jeszcze ci ucieknę.-odparłam sarkastycznie spoglądając na różne urządzenia podłączone do mojego ciała. Zielonooki tylko uśmiechnął się pod nosem i wyszedł zostawiając mnie samą.
 Właściwie to gdzie ja byłam? Wydaje mi się, że wciąż w Australii tylko w jakimś bardziej zaludnionym miejscu, w którym są szpitale, sklepy i domy.
Za oknem usłyszałam dźwięk odpalanego samochodu. Jejciu, jak strasznie denerwujący jest ten odgłos. Drażni każdy element mojego ucha kończąc na mózgu, który aż buzuje od tego hałasu. Cisza. Gdzie się podziała ta cisza, ja się pytam? Zaczął mnie denerwować nawet dźwięk tykającego zegara! Tylko, że... w moim pokoju nie było zegara... Chyba słyszałam go z sali obok. To przerażające. Dobrze, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam nie było nikogo oprócz mnie, chyba dostałabym szału jakbym musiałam słuchać czyjegoś gadania albo, nie daj Boże, chrapania.
 Nim się obejrzałam do pokoju wparował Harry. Miał ze sobą butelkę wody i gazetę, którą od razu rzucił na stolik obok mojego łóżka.
 Uświadomiłam sobie, że jeszcze nie pytałam czy ktokolwiek próbował mnie odnaleźć, czy tata wciąż za mną tęsknił.
 -Ojciec mnie szukał?-spytałam z koncentracją wbijając wzrok w bruneta.
 -Nie... To znaczy tak... Z resztą... Co ja ci będę opowiadał, sama zobacz.-rzekł podając mi do rąk już wcześniej wspomnianą gazetę. Przekartkowałam parę stron aż w końcu znalazłam coś co przykuło moją uwagę.
 -Co to ma znaczyć?!-spytałam pokazując na artykuł w gazecie.
Co tam znalazłam? Otóż oczywiście było napisane kto, gdzie i kiedy zaginął, ale obok ów tekstu pojawiło się moje zdjęcie... sprzed dziesięciu lat! Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, a mój wygląd kompletnie różnił się od dzisiejszego. I co to miało oznaczać? Może to jakiś żart. Żart, tak? Mój tatuś robił sobie ze mnie jaja, albo po prostu nie chciało mu się szukać córeczki.-Zrobił to dla zysku, tak? Miał na tym zarobić?
 -Jest coś co twój ojciec zawsze kochał od ciebie bardziej. Pieniądze.-wyjaśnił.-Pewnie rozumiesz. Współczucie, rozgłos, zysk. A jego maleńkiej dziesięcioletniej córeczki ani nie widać ani nie słychać.
 No tak. To było bardzo prawdopodobne. Z resztą, czego ja miałam się spodziewać?  Nigdy nawet nie tknąłby palcem abym była znów przy nim. Wiecie co? Pieprzyć go! Pieprze go i to całe bezwartościowe życie, w którym kiedyś tkwiłam. Już nie chcę tego. Zaczynam od nowa, z czystą kartą. Cieszę się z tego, jestem cholernie dumna z siebie. I niech tak już zostanie.
 Do sali zawitała niewysoka blondynka, trochę nieco po trzydziestce z promiennym uśmiechem na twarzy. Wyglądała na sympatyczną.
 -O! Już się Pani wybudziła.-spostrzegła słusznie.-Dlaczego nas Pan nie powiadomił?-zwróciła się do Harrego, który zbytnio nie przejawiał nią zainteresowania.
 -Przepraszam, ale zupełnie o tym zapomniałem. Bardzo długo czekałem aż w końcu będę mógł zobaczyć jak otwiera oczy by na mnie spojrzeć.-odpowiedział wzrok wbijając we mnie. Zarumieniłam się a pielęgniarka się zaśmiała.
 -Proszę teraz wspierać żonę, ona teraz najbardziej Pana potrzebuje.-rzuciła na odchodne i wyszła.
 -Żona?-spytałam uśmiechając się nieco.
 -Zrobiłbym wszystko aby tylko móc być przy tobie.


 Minęło kilka dni. W końcu mogłam wyjść ze szpitala. Miałam pojechać do Nialla i Meghan i spędzić tam trochę czasu. W mieście... W DUŻYM mieście.
Czy jestem szczęśliwa? Nie, dopiero, gdy wrócimy do naszego domu będę w pełni szczęśliwa.
 -Ubierz się, jest zimno.-powiedział chłopak wyprowadzając mnie ze szpitala. Moim ciałem zawładnęła fala zimna.
Skubany, miał rację!
 -Który mamy miesiąc?-spytałam jednocześnie okrywając się kurtką Harrego, która wisiała na mnie niczym sukienka.
 -Grudzień.-odparł.-Dokładnie dwudziesty grudnia.


 Droga do domu Nialla strasznie mi się dłużyła. Co chwila jakieś postoje, korki. Dopiero gdy lecieliśmy samolotem mogłam trochę odpocząć. Mimo tego, iż spędziłam kilka ostatnich dni leżąc w szpitalnym łóżku byłam bardzo zmęczona i osłabiona.
 Po kilkunastu godzinach w podróży w końcu dotarliśmy pod dany adres. Zza szyby taksówki zauważyłam prześliczny, skromny budynek. Tak jak się domyślałam, był to ich dom.
 Harry wyszedł prędzej z auta aby otworzyć mi drzwi i gdybym zasłabła, podać mi rękę. Wysiadłam z samochodu i stając na równych nogach rozejrzałam się po okolicy.
 Było tam tak pięknie! To nie było zaludnione centrum miasta. Dookoła rozciągały się lasy, a niedaleko domu Nialla stały jeszcze dwa podobnie urocze budynki.
Tutaj wszystko było takie spokojne, a czas rozciągał się jak guma do żucia. Sekundy płynęły jak morze, a ja kołysałam się wokół nich jak jedna z boj.
 Wokół mnie rozbrzmiał pisk biegnącej w moją stronę dziewczyny. Z całą siłą naskoczyła na mnie i mocno przytuliła.
 -Już jesteście!-wykrzyknęła. To, że jesteśmy to nawet tak głupia osoba jak ja wie.-Tyle czasu czekałam aż będę mogła cię przytulić, Chanel.-jej radość biła na kilometr.
 -A ty jesteś pewnie Meghan?-spytałam, choć to pytanie było bardziej retoryczne. Dziewczyna przytaknęła. Kątem oka zauważyłam blondyna wychodzącego z drzwi domu i uśmiechającego się lekko w moją stronę. -Wiele o tobie słyszałam...
 -Naprawdę?-pisnęła uradowana.
 -Czasem zastanawiam się czy aby nie wszystko.-dziewczyna wymieniła się porozumiewawczym spojrzeniem z Niallem. Nie wiedziałam co to miało znaczyć i nawet nie chciałam wiedzieć.-Wiem, że lubisz małe pieski, wiem, że bezpośrednio po pomalowaniu sobie ust nie pijesz żadnych soków, a twój ulubiony kolor lakieru do paznokci to miętowy.-wyjaśniłam.
 -Ale przyznasz, że jest śliczny?-jęknęła patrząc na swoje pomalowane paznokcie.
Już kocham tą dziewczynę! Może i była głupiutka (albo po prostu na taką wygląda), ale za to jaka urocza!
 Harry odchrząknął znacząco. Dopiero wtedy zauważyłam, iż wciąż tam jest. Co cóż chyba będzie trzeba się pożegnać... ale tylko na chwilę.
 Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Zaciągnęłam się znajomym zapachem, który towarzyszył mi zawsze przy nim. Już wtedy wiedziałam jak będę za nim tęsknić.
 -Nim się obejrzysz będę przy tobie.-wyszeptał. Spojrzał w moje oczy i pocałował w czoło. Oderwał się ode mnie. Spojrzał na obserwującą nas parę.-A wy opiekujcie się nią.-zwrócił się do nich.
 -Lepszej opieki nie będzie miała nigdzie! To oczywiste jak to, że nikt nie lubi kawioru!-zapewniła Meghan.
 -Ej, ja lubię kawior!-wtrącił z wyrzutem Niall.
 -Shhhh.-przyłożyła blondynowi palec do ust.-To miało go uspokoić, głupku!
 Zaśmiałam się tylko pod nosem słysząc ich zabawną wymianę zdań. Przesłałam Harremu przelotny pocałunek i pokiwałam na pożegnanie, gdy ten wsiadał do taksówki.

 Nie mówię do widzenia, mówię do zobaczenia.
____________________________________
Już znacie odpowiedź na pytanie czy Chanel przeżyje. Poznaliście w tym rozdziale także Meghan. Jak podoba wam się ta postać? Jest według was pozytywna czy nie sprawiła na was dobrego wrażenia?
Komentujcie, kochani. 

8 komentarzy

  1. Super czekam na next ;)
    /A

    OdpowiedzUsuń
  2. AWWAWAWAWWWWWS KOCHAM TO FF NAD ZYCIE! ŻYCZE WENY I JESZCZE RAZ WENY! XX <3 ~Aga

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ,kocham , kocham ,kocham,kocham,kocham, Cięęęęę , za to jak piszesz i .♡♡♡♡♡♡@Maliczeg♡

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział wspaniały! wcale go nie zepsułaś, tylko dlaczego w TAKIM MOMENCIE!!! Masz talent dziewczyno i pojęcie!
    ♥♥♥♥♥♥♥♥♥
    Pozdrawiam, Ania z fb ♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  5. WOW! genialnie piszesz! i ten koniec! no po prostu wow!Kocham to opowiadanie: * a rozdział no świetny na maxa *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Błagam o nn proszę szybko pliiiiiiiiiiiiiiis umieram umieram nie wiem o Boże co dalej będzie proszę szybko nn PROSZĘ! !!---ANGELA

    OdpowiedzUsuń
  7. ♥♥♥♥♥kocham♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń