Obudziłam się niewyspana. A jak mogłoby być inaczej? Przecież mój tępy umysł podsunął mi wczoraj pomysł abym w nocy podsłuchiwała i mieszała się w nie swoje sprawy! Ale w sumie... to są moje sprawy. Może nie znam tych ludzi zbyt dobrze (chociaż z Niallem już się całowałam, a Meghan pocieszałam jak własną przyjaciółkę) to traktuje ich jak rodzinę. Prawdziwą rodzinę, która nigdy mnie nie zawiedzie, nie tak jak szanowny Pan West (czytaj: mój ojciec).
Otrząsnęłam się jakoś po porannym nieładzie. Spojrzałam na ekran swojego telefonu. Widniała tam wiadomość od Meg. "Jakby mój narzeczony mnie szukał, to jestem w sklepie... Po pieczywo na śniadanie." Hmm, no cóż, myślę, iż dla Nialla to będzie wystarczający argument.
Poczłapałam do łazienki w celu szybkiego, porannego prysznica. Rozebrałam się i weszłam pod ciepłu strumień wody, który powoli orzeźwiał moje ciało. Wyszłam i wytarłam się w ręcznik. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czasem zastanawiam się dlaczego nie mam kompleksów... Przecież nie jestem jakąś miss.
Ubrałam się prędko i zaczęłam robić sobie makijaż.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Chciałam odpowiedzieć, że zaraz wychodzę albo coś podobnego, ale coś nie kazało mi się odezwać.
-Meghan, jesteś tam?-spytał Niall stojący za drzwiami łazienki. Nadal milczałam. Nie wiem co skłoniło mnie do trwania w ciszy, ale coraz bardziej mi się to podobało... I na dodatek, znów moje wścibstwo zwyciężyło.-Wiem, że pewnie jesteś obrażona na mnie po wczorajszym, ale... Może sex na zgodę?-spytał. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
Przekręciłam zamek i wyszłam do blondyna.
-No nie wiem... Kusząca propozycja, ale jakby Harry się dowiedział... Uhuhu, to by było!-zaśmiałam się. Chłopak stał zdezorientowany i zawstydzony z wielkimi oczyma wpatrując się we mnie niczym w ducha. Chyba nie spodziewał się mnie. Możliwe, że mogłam go trochę speszyć.
-Gdzie jest Meg?-spytał. Jego twarz była czerwona niczym jedna z najdorodniejszych wisienek. Był słodki, jak się peszył.
-Poszła do sklepu po jedzenie na śniadanie.-odparłam obojętnie.
-Śniadanie? To nawet lepsze niż poranny sex!-wykrzyknął podekscytowany. Spodziewałam się takiej reakcji. No bo co jest lepsze od śniadania? Chyba tylko obiad i kolacja.-Widzieć jak Meg robi śniadanie... Czego chcieć więcej?-mruknął rozmarzony.
Hmm, pomyślmy... Harrego?
W końcu nadszedł ten wyczekiwany przez większość ludzi czas. Gdzie wszyscy w domu i na ulicy krzyczeli sobie "Wesołych Świąt!". Dokładnie, Wigilia Bożego Narodzenia. Dla większości okres magii, pojednania, dzień kiedy najwięksi wrogowie zakopują topór wojenny aby życzyć sobie wszystkiego najlepszego.
W moim rodzinnym domu za każdym razem od śmierci mamy wyglądało dokładnie tak samo. Ojciec zostawał w pracy do rana, chociaż nie musiał. On po prostu tego chciał. Nie liczyłam się dla niego. A co wtedy robiłam? Zostawałam z naszą gosposią, która każdego roku gotowała dwanaście przepysznych potraw z nadzieją, że zjem je z moim ukochanym tatą. Ja zamiast spróbować chociaż jedno z pyszności zatapiałam swe smutki w pizzy. Wysyłałam gosposię do domu prędzej niż powinna aby chociaż jej dzieci miały udane święta, z matką i rodzinnym ciepłem. Nie tak to wszystko powinno wyglądać. Nie tak...
-Nie ma pizzy?-jęknęłam przyglądając się daniom przygotowanym przez samą Meghan Charms. Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo i dalej zawzięcie kuła metalowym drucikiem makowiec, który wyglądał już na upieczony.
-Nie ma tutaj twojego ojca Chanel.-pocieszyła mnie klepiąc po ramieniu.-Możesz z nami spokojnie spędzić te wyjątkowe dni. Rodzinnie.
-To znaczy, że niedostane tej pizzy?-kontynuowałam. Meg tylko głośno westchnęła.
-Ty jesteś głupia czy głupia?
-To tak jakbyś spytała Nialla czy jest głodny.-powiedziałam uśmiechając się.
-Ktoś tu coś mówił o mnie?-spytał się blondyn jak na zawołanie wchodzący do kuchni. Pocałował pichcącą ostatnie dania dziewczynę i skupił uwagę na jedzeniu stojącym na kuchennym blacie.
-Meghan mówi, że nie będzie pizzy.-wyżaliłam się zakładając ręce na piersi.
-Jak to nie będzie pizzy?-spytał równie przejęty chłopak. Nie wiem czy on przeżyje tak bolesną informację. Czuję, że to złamie mu serce.-Święta bez tego to jak nie święta...
-Czy wyście wszyscy powariowali? Jak dzieci w przedszkolu! Mam was porozstawiać po kątach?-spytała wyraźnie rozdrażniona.
-Nie wiem na, które pytanie mam odpowiedzieć...-zachichotał jej narzeczony.
-Niall do pokoju ubrać się w jakieś porządne ciuchy! Chyba nie masz zamiaru cały dzień paradować w slipkach?- nie wiem co dla niej znaczy pojęcie porządne ciuchy, bo dla mnie to raczej pojęcie względne.-A ty Chanel, masz nakryć do stołu i pomóc mi przy wykańczaniu ciast.-rozkazała.
-Tak jest Pani Charms!-wykrzyknęłam i zabrałam się do roboty.
Zjedliśmy przepyszną kolację naszej skromnej kuchareczki Meghan i zaczeliśmy sprzątać ze stołu. Nagle Niall zatrzymał mnie i Meg i wskazał na krzesła abyśmy usiadły. Posłusznie zrobiłyśmy to.
Zza pleców wyjął dwie paczki.
-Harry wysłał ci prezent.-oznajmił i podał mi starannie owinięte pudełko. Otworzyłam je i zobaczyłam, że coś na samym dnie się świeci. Wyciągnęłam interesujący mnie przedmiot i zobaczyłam srebrny pierścionek z przyczepioną do niego małą karteczką "Nie mogę się doczekać, kiedy znów będę mógł cię przytulić i zaciągnąć się słodkim zapachem twoich perfum." uśmiechnęłam się na treść liściku i odwróciłam go na drugą stronę. Zauważyłam tam kolejny napis "A tak w ogóle to Wesołych Świąt ~Twój Harry"
-Dziękuje Niall!-usłyszałam radosny krzyk dziewczyny i kątem oka zauważyłam jak rzuca się na blondyna. Coś mnie ominęło?
-Co jest?-spytałam.
-Nie ważne.-odparła uśmiechnięta.-Lepiej powiedz co ty dostałaś.-pokazałam jej prezent, który dostałam od Harrego, ta tylko rozwarła szeroko usta ze zdziwienia.-Nie uważasz, że on wygląda jak pierścionek zaręczynowy? On ci się oświadczył, Chanel!-pisnęła uradowana.
-Oświadczył?
____________________________________________
Merry Christmas w lipcu! No dobra... jest jeszcze czerwiec... ale to nie zmienia faktu, że mamy święta! W opowiadaniu rzecz jasna.
Czekam na komentarzeeeeeeee. :)
P.S. No i miłych wakacji, oczywiście.
P.S.2 Mam już szablon na nowego bloga! Jestem taka podekscytowana!
niedziela, 28 czerwca 2015
niedziela, 21 czerwca 2015
14. "You know all about her"
Stałam na dworze tępo wgapiając się w miejsce, w którym przed chwilą stał Harry. W życiu nie pomyślałabym, że mogłabym za nim tęsknić. Poczułam kłucie w brzuchu. To tak objawia się ta choroba? Tęsknota, tak? Można na nią umrzeć. Cholera, jestem jeszcze za młoda żeby umierać i to jeszcze z tęsknoty.
Jestem Chanel West i zaczynam tęsknić za pieprzonym Harrym Stylesem.
-Chodź już do domu.-wyrwała mnie z zamyślenia Meghan.-Robi się chłodno, jeszcze się przeziębisz...-powiedziała cichym głosikiem. Przytaknęłam, ale wciąż stałam nieruchomo w miejscu.
-Nie martw się, wróci.-położyła mi dłoń na ramieniu.-A ty nie kiwaj mi tu głową, tylko chodź już.-zachichotała i pociągnęła mnie za rękę mimo iż protestowałam. Może przy niej nie będę myślała o przystojnym brunecie, który w dziwny sposób podbił moje serce.
Razem weszłyśmy do całkiem przytulnego i ciepłego budynku. Przeszłyśmy przez długi korytarz i pierwsze co napotkałyśmy po drodze była niewielka, różowa kuchnia. Mogłam się domyśleć kto ją urządzał... Była taka kobieca. Wiadomo kto rządzi w tym domu.
Mimo, że serce domu było nie w moim stylu, było po prostu urocze. Wszystkie szafki i akcesoria pod nie, miały lekki pudrowy kolor i z tego jak były wykonane mogłam wywnioskować, iż ktoś przy nich musiał się porządnie napracować. Na każdych drzwiczkach szafeczek było wyryte "M&N". Co prawdopodobnie było od ich imion. To słodkie.
-Kiedy obiad, cukiereczku?-spytał blondyn, siedzący dzielnie przy kuchennym blacie i liczący ile jabłek zostało w koszyku.
-Niall!-zbeształa go.-Chciałabym spędzić trochę czasu z Chanel, dopiero co przyjechała.-wyjaśniła. Otworzyła jedną z wielu szafek i wyciągnęła z niej batonika. Rzuciła nim w stronę obrażonego chłopaka i posłała mu pocieszający uśmiech. Blondynek bez najmniejszego wahania zaczął spożywać przekąskę. -Mogę z nią trochę porozmawiać?-spytała słodko.
-O czym? Przecież wiesz o niej wszystko.-mruknął przeżywając ostatni kęs batonika i rzucając papierek w stronę kosza na śmieci. Trafił. Skubany.
-Ale tylko od Harrego. Chciałabym aby powiedziała mi coś od siebie.-wyjaśniła zmęczona.
-Zdaje się, że ja też wiem o tobie wszystko.-powiedziałam do Megan, która tylko cicho jęknęła i wymieniła się z Niallem porozumiewawczym spojrzeniem. Już drugi raz dzisiaj! O co chodzi?-Kilka godzin z Horanem wystarczy aby wiedzieć o tobie wszystko.-dziewczyna odetchnęła z ulgą i lekko się uśmiechnęła. Myślała, że tego nie widziałam?
-O co chodzi?-spytałam badawczo przyglądając się jej.-Widzę waszą reakcję, gdy wspominam, że wiem o tobie wszystko.
-Bo...
-To nic ważnego.-przerwała swojemu narzeczonemu wyraźnie speszona całą sytuacją.-Może lepiej oprowadzę cię po domu.
-Ja to zrobię.-wyrwał się blondyn.-Ty lepiej rób ten obiad, cukiereczku.-uśmiechnął się w stronę dziewczyny.
Cukiereczku? Poważnie?!Jeśli tak wygląda pierwszy dzień z nimi nie chcę wiedzieć jak z nimi wytrzymam.
Z mojego głębokiego, przyjemnego snu obudziły mnie czyjeś krzyki. Jak to w noc, w moim pokoju panowała ciemność.
Sięgnęłam ręką w stronę lampki usiłując znaleźć przycisk aby ją zapalić. Niestety lampka wylądowała na podłodze. Przeklęłam pod nosem i rzuciłam się na podłogę bez zbędnego światła. Doczołgałam się do schodów, wstałam i próbowałam usłyszeć oraz zobaczyć co dzieje się na dole. W kuchni, na jednym z krzeseł siedziała rozżalona Meghan, a obok niej stał najwyraźniej nie w humorze Niall.
-Znów negatywny!-jęknęła z wyrzutem dziewczyna. W jej głosie słyszałam jakby zaraz miała puścić wszystkie swoje hamulce i po prostu się rozpłakać. Tylko, co jest negatywne?
-Wiedziałem! Po prostu, wiedziałem!-mruknął rozdrażniony.-To pewnie przez te piguły, które bierzesz rano!-naskoczył na dziewczynę.-Przyznaj się! Nie chcesz tego dziecka, prawda?
-Tłumaczyłam ci, że to wapno.-Meg wstała i ze łzami w oczach przybliżyła się do wściekłego blondyna, który od potęgującej się w nim złości nie mógł usiedzieć na miejscu i wciąż tylko chodził w tą i z tamtą.-A może to ty strzelasz ślepakami?!-wyrzuciła w końcu.
Zabolało... To był cios poniżej pasa. Najgorsze co można powiedzieć mężczyźnie. Nie wiem jak ja zareagowałabym na jego miejscu.
Niebieskooki usiadł na krześle i oparł głowę rękoma.-Przepraszam... Nie powinnam...-pisnęła zachodząc go od tyłu.
-Nie, to moja wina.-odparł cicho.-Znowu nam się nie udało i to nie jest niczyja wina.-przytulił ją mocno.
Widząc to aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
Już wszystko było dobrze. Nikt nikogo nie chciał zabić, a ja mogłam spokojnie udać się spać. Chciałam niezauważenie przemknąć do swojego pokoju, ale niestety moja nieudolność mi na to nie pozwoliła.
Zrobiłam krok do przodu, ale nie zauważyłam jednego stopnia schodów. Konsekwencją było to, że wywróciłam się robią przy tym ogromny huk, który (na moje nieszczęście) usłyszała para. Z resztą... jak takiego hałasu można było nie usłyszeć?
Meghan zobaczywszy mnie zaszkliły się oczy, a Niall patrzył na mnie zabójczym spojrzeniem. Prędko pobiegłam przytulić dziewczynę, a ona zupełnie wypłakała się w moje ramiona.
Dziecko... To ich zmartwienie. Przecież są cudownymi ludźmi nie muszą się tym przejmować, z pewnością w końcu im się uda, a nawet jeśli nie to życie toczy się dalej. Nie można stać w miejscu.
-Nie martw się. Jesteś piękną, młodą dziewczyną, będziecie mieć jeszcze gromadkę maluchów!-zapewniłam ją.-Każde będzie tak piękne jak ty, i tak czułe jak Niall.-uśmiechnęłam się do niej. Oczywiście, że miałam rację. Kto jak nie ja, lepiej wie wszystko?
-Naprawdę?-pisnęła, przerywając szlochanie.
-Naprawdę.-odparłam jeszcze raz najmocniej jak tylko mogłam przytulając ją do siebie.-Meg?-zaczęłam intensywnie patrząc w jej oczy.
-Co?-spytała przestraszona.
-Będę mogła być chrzestną?
-Oczywiście!-krzyknęła uradowana.
To będzie najcudowniejsza rodzina jaką znam, a ja tego dopilnuje. Nie ma innego wyjścia.
Teraz jedyne co pozostaje mi do odczucia pełnego szczęścia to czekanie na Harrego.
Jak bardzo chciałabym usłyszeć teraz jego głos...
Tęsknie..
_____________________________
No to macie typowy dzień z życia Pani Charms i Pana Horana. Czyż nie cudowna z nich para? Zastanawiam się czasem czy nie lepsza od Chanel i Harrego.
Macie w tym rozdziale kłótnie, tęsknotę i radość, czego chcieć więcej? :D
WAŻNE!
Mam dla was dwie wiadomości, dobrą i złą. Może zacznę od złej... Zła wiadomość jest taka, że blog "Anyhow, from here you won't escape" niedługo dobiega końca. Tak, tak... Razem z epilogiem pojawią się jeszcze trzy rozdziały i zakańczam bloga. A dobra jest taka, że rozpoczynam nowe fanfiction o Niallu, które nazywać się będzie "Cripple" :) Od razu po epilogu na tym opowiadaniu pojawi się prolog na tamtym.
Mam nadzieję, że was trochę uspokoiłam... a może nawet nie musiałam.
Do zobaczenia! :)
Jestem Chanel West i zaczynam tęsknić za pieprzonym Harrym Stylesem.
-Chodź już do domu.-wyrwała mnie z zamyślenia Meghan.-Robi się chłodno, jeszcze się przeziębisz...-powiedziała cichym głosikiem. Przytaknęłam, ale wciąż stałam nieruchomo w miejscu.
-Nie martw się, wróci.-położyła mi dłoń na ramieniu.-A ty nie kiwaj mi tu głową, tylko chodź już.-zachichotała i pociągnęła mnie za rękę mimo iż protestowałam. Może przy niej nie będę myślała o przystojnym brunecie, który w dziwny sposób podbił moje serce.
Razem weszłyśmy do całkiem przytulnego i ciepłego budynku. Przeszłyśmy przez długi korytarz i pierwsze co napotkałyśmy po drodze była niewielka, różowa kuchnia. Mogłam się domyśleć kto ją urządzał... Była taka kobieca. Wiadomo kto rządzi w tym domu.
Mimo, że serce domu było nie w moim stylu, było po prostu urocze. Wszystkie szafki i akcesoria pod nie, miały lekki pudrowy kolor i z tego jak były wykonane mogłam wywnioskować, iż ktoś przy nich musiał się porządnie napracować. Na każdych drzwiczkach szafeczek było wyryte "M&N". Co prawdopodobnie było od ich imion. To słodkie.
-Kiedy obiad, cukiereczku?-spytał blondyn, siedzący dzielnie przy kuchennym blacie i liczący ile jabłek zostało w koszyku.
-Niall!-zbeształa go.-Chciałabym spędzić trochę czasu z Chanel, dopiero co przyjechała.-wyjaśniła. Otworzyła jedną z wielu szafek i wyciągnęła z niej batonika. Rzuciła nim w stronę obrażonego chłopaka i posłała mu pocieszający uśmiech. Blondynek bez najmniejszego wahania zaczął spożywać przekąskę. -Mogę z nią trochę porozmawiać?-spytała słodko.
-O czym? Przecież wiesz o niej wszystko.-mruknął przeżywając ostatni kęs batonika i rzucając papierek w stronę kosza na śmieci. Trafił. Skubany.
-Ale tylko od Harrego. Chciałabym aby powiedziała mi coś od siebie.-wyjaśniła zmęczona.
-Zdaje się, że ja też wiem o tobie wszystko.-powiedziałam do Megan, która tylko cicho jęknęła i wymieniła się z Niallem porozumiewawczym spojrzeniem. Już drugi raz dzisiaj! O co chodzi?-Kilka godzin z Horanem wystarczy aby wiedzieć o tobie wszystko.-dziewczyna odetchnęła z ulgą i lekko się uśmiechnęła. Myślała, że tego nie widziałam?
-O co chodzi?-spytałam badawczo przyglądając się jej.-Widzę waszą reakcję, gdy wspominam, że wiem o tobie wszystko.
-Bo...
-To nic ważnego.-przerwała swojemu narzeczonemu wyraźnie speszona całą sytuacją.-Może lepiej oprowadzę cię po domu.
-Ja to zrobię.-wyrwał się blondyn.-Ty lepiej rób ten obiad, cukiereczku.-uśmiechnął się w stronę dziewczyny.
Cukiereczku? Poważnie?!Jeśli tak wygląda pierwszy dzień z nimi nie chcę wiedzieć jak z nimi wytrzymam.
Z mojego głębokiego, przyjemnego snu obudziły mnie czyjeś krzyki. Jak to w noc, w moim pokoju panowała ciemność.
Sięgnęłam ręką w stronę lampki usiłując znaleźć przycisk aby ją zapalić. Niestety lampka wylądowała na podłodze. Przeklęłam pod nosem i rzuciłam się na podłogę bez zbędnego światła. Doczołgałam się do schodów, wstałam i próbowałam usłyszeć oraz zobaczyć co dzieje się na dole. W kuchni, na jednym z krzeseł siedziała rozżalona Meghan, a obok niej stał najwyraźniej nie w humorze Niall.
-Znów negatywny!-jęknęła z wyrzutem dziewczyna. W jej głosie słyszałam jakby zaraz miała puścić wszystkie swoje hamulce i po prostu się rozpłakać. Tylko, co jest negatywne?
-Wiedziałem! Po prostu, wiedziałem!-mruknął rozdrażniony.-To pewnie przez te piguły, które bierzesz rano!-naskoczył na dziewczynę.-Przyznaj się! Nie chcesz tego dziecka, prawda?
-Tłumaczyłam ci, że to wapno.-Meg wstała i ze łzami w oczach przybliżyła się do wściekłego blondyna, który od potęgującej się w nim złości nie mógł usiedzieć na miejscu i wciąż tylko chodził w tą i z tamtą.-A może to ty strzelasz ślepakami?!-wyrzuciła w końcu.
Zabolało... To był cios poniżej pasa. Najgorsze co można powiedzieć mężczyźnie. Nie wiem jak ja zareagowałabym na jego miejscu.
Niebieskooki usiadł na krześle i oparł głowę rękoma.-Przepraszam... Nie powinnam...-pisnęła zachodząc go od tyłu.
-Nie, to moja wina.-odparł cicho.-Znowu nam się nie udało i to nie jest niczyja wina.-przytulił ją mocno.
Widząc to aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
Już wszystko było dobrze. Nikt nikogo nie chciał zabić, a ja mogłam spokojnie udać się spać. Chciałam niezauważenie przemknąć do swojego pokoju, ale niestety moja nieudolność mi na to nie pozwoliła.
Zrobiłam krok do przodu, ale nie zauważyłam jednego stopnia schodów. Konsekwencją było to, że wywróciłam się robią przy tym ogromny huk, który (na moje nieszczęście) usłyszała para. Z resztą... jak takiego hałasu można było nie usłyszeć?
Meghan zobaczywszy mnie zaszkliły się oczy, a Niall patrzył na mnie zabójczym spojrzeniem. Prędko pobiegłam przytulić dziewczynę, a ona zupełnie wypłakała się w moje ramiona.
Dziecko... To ich zmartwienie. Przecież są cudownymi ludźmi nie muszą się tym przejmować, z pewnością w końcu im się uda, a nawet jeśli nie to życie toczy się dalej. Nie można stać w miejscu.
-Nie martw się. Jesteś piękną, młodą dziewczyną, będziecie mieć jeszcze gromadkę maluchów!-zapewniłam ją.-Każde będzie tak piękne jak ty, i tak czułe jak Niall.-uśmiechnęłam się do niej. Oczywiście, że miałam rację. Kto jak nie ja, lepiej wie wszystko?
-Naprawdę?-pisnęła, przerywając szlochanie.
-Naprawdę.-odparłam jeszcze raz najmocniej jak tylko mogłam przytulając ją do siebie.-Meg?-zaczęłam intensywnie patrząc w jej oczy.
-Co?-spytała przestraszona.
-Będę mogła być chrzestną?
-Oczywiście!-krzyknęła uradowana.
To będzie najcudowniejsza rodzina jaką znam, a ja tego dopilnuje. Nie ma innego wyjścia.
Teraz jedyne co pozostaje mi do odczucia pełnego szczęścia to czekanie na Harrego.
Jak bardzo chciałabym usłyszeć teraz jego głos...
Tęsknie..
_____________________________
No to macie typowy dzień z życia Pani Charms i Pana Horana. Czyż nie cudowna z nich para? Zastanawiam się czasem czy nie lepsza od Chanel i Harrego.
Macie w tym rozdziale kłótnie, tęsknotę i radość, czego chcieć więcej? :D
WAŻNE!
Mam dla was dwie wiadomości, dobrą i złą. Może zacznę od złej... Zła wiadomość jest taka, że blog "Anyhow, from here you won't escape" niedługo dobiega końca. Tak, tak... Razem z epilogiem pojawią się jeszcze trzy rozdziały i zakańczam bloga. A dobra jest taka, że rozpoczynam nowe fanfiction o Niallu, które nazywać się będzie "Cripple" :) Od razu po epilogu na tym opowiadaniu pojawi się prolog na tamtym.
Mam nadzieję, że was trochę uspokoiłam... a może nawet nie musiałam.
Do zobaczenia! :)
poniedziałek, 15 czerwca 2015
13. "Chanel, you live!"
Obudziłam się z przerażającym bólem głowy. Spróbowałam otworzyć oczy, ale gdy tylko to zrobiłam oślepiło mnie jasne światło. Zamrugałam kilkakrotnie, a kiedy w końcu oswoiłam się z jaskrawym światłem padającym wprost na mnie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Byłam przypięta do jakichś kabelków, sama nie wiedziałam co to takiego. Nie było to jakąś zagadką, że znajdowałam się w szpitalu. Spojrzałam na prawą stronę łóżka, na którym leżałam. Siedział tam Harry, oparty głową o moje kolana. Trzymał luźno moją rękę i najwyraźniej spał.
Poruszyłam delikatnie palcem u dłoni, którą trzymał brunet. Chłopak gwałtownie podniósł się do góry. Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
Miał podpuchnięte oczy, sama byłam ciekawa ile czasu ich nie zmrużył. Wyglądał strasznie, ale w tamtym momencie tylko on był osobą, której potrzebowałam i cieszyłam się na jego widok.
-Chanel, ty żyjesz!-wykrzyknął i przytulił mnie najmocniej jak potrafił po czym prędko się odsunął. Przetarł nerwowo twarz dłonią.-Przemyślałem sobie to wszystko. Wiem, że nie popełniłem w życiu wiele błędów...-ja też to wiem, ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie?-Jak tylko wypiszą cię ze szpitala odwiozę cię do domu, do ojca, a ja...-przerwał drżącym głosem.-pójdę na policję.-skończył pewny siebie.-Już nigdy nie wyrządzę tobie krzywdy, będziesz miała to o czego od samego początku chciałaś.
Spojrzałam na niego z czułością. Wskazałam na miejsce, na którym jeszcze niedawno siedział i kazałam mu usiąść.
-Tylko, że ja już nie chcę.-uśmiechnęłam się na tyle na ile pozwalało mi moje osłabione ciało.-Dom jest tam gdzie jestem z tobą.-zacytowałam jakąś książkę, która wyrażała dokładnie to o czym myślałam.
Może to wszystko wydawać się dziwne lub nie, ale ja na prawdę go potrzebuję. To się chyba nazywa miłość, tak? Nie wiem kiedy i jak to sobie uświadomiłam, ale już wiem co czuje do tego człowieka. W końcu zrozumiałam, że mój dom jest w Australii z nim, a nie przy ojcu, który nie wiadomo czy w ogóle zorientował się, że mnie nie ma. Chcę z nim zostać, w końcu jestem pewna, że to wszystko co mnie spotkało nie było przypadkowe. Może i jestem ofiarą Syndromu Sztokholmskiego, ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to teraz. Może to zabrzmi egoistycznie, ale najważniejsze jest moje szczęście, nasze szczęście. Chcę wrócić na to pustkowie, chcę tam żyć, kochać i trwać.
Może nie idzie zapomnieć o tym, że mnie uprowadzić, ale zawsze idzie wybaczyć. Wszystko co zrobił źle w głębi serca wybaczyłam mu tym co zrobił dla mnie dobrego.
Mówił do mnie żebym nigdy się nie poddawała, gdy on zrobił to dla mnie. Wiem, że zgłosiłby się na policję, a zrobiłby to na pewno z bólem w sercu.
Chłopak rozpromieniał, a na jego twarzy zawitał wielki uśmiech. Przytulił mnie, jednak teraz aż zabrakło mi powietrza.
-Uważaj bo mnie zgnieciesz.-zachichotałam.-Jak tylko mnie wypiszą jedziemy do domu, do NASZEGO domu.-oznajmiłam.
-Nie tak prędko, moja panno.-zaśmiał się.-Myślisz, że przyjedziesz tam "od tak"?-skrzywiłam się lekko i dokładnie analizowałam każde jego słowo. Nic nie zrozumiałam.-Muszę wszystko przygotować na twój przyjazd. Jeszcze wiele na ciebie czeka.-uśmiechnął się nieznacznie.
-Co takiego?
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.-cmoknął mnie w policzek i uściskał moją dłoń.-Na ten czas pojedziesz do Nialla i Meghan.
Ale, jak to?
-To wy nie jesteście w konflikcie? Przecież próbowałeś go zabić...-przypomniałam pamięcią sięgając do sytuacji zaistniałych, gdy Niall nas odwiedził.
-Nigdy nie byliśmy pokłóceni. Zrozumiał mnie, sam zrobiłby to samo. Z resztą... pewnie już o tym nie pamięta. Po co rozpamiętywać takie drobnostki.-uśmiechnął się.
Jeśli próba zabicia kogoś jest drobnostką to nie mam nic przeciwko. Rozumiem to. Szczerze? Nie, nie rozumiem.
-Pójdę ci po wodę. Czekaj tu na mnie.-skierował się w stronę drzwi.
-Dobra rada. Lepiej się pospiesz bo jeszcze ci ucieknę.-odparłam sarkastycznie spoglądając na różne urządzenia podłączone do mojego ciała. Zielonooki tylko uśmiechnął się pod nosem i wyszedł zostawiając mnie samą.
Właściwie to gdzie ja byłam? Wydaje mi się, że wciąż w Australii tylko w jakimś bardziej zaludnionym miejscu, w którym są szpitale, sklepy i domy.
Za oknem usłyszałam dźwięk odpalanego samochodu. Jejciu, jak strasznie denerwujący jest ten odgłos. Drażni każdy element mojego ucha kończąc na mózgu, który aż buzuje od tego hałasu. Cisza. Gdzie się podziała ta cisza, ja się pytam? Zaczął mnie denerwować nawet dźwięk tykającego zegara! Tylko, że... w moim pokoju nie było zegara... Chyba słyszałam go z sali obok. To przerażające. Dobrze, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam nie było nikogo oprócz mnie, chyba dostałabym szału jakbym musiałam słuchać czyjegoś gadania albo, nie daj Boże, chrapania.
Nim się obejrzałam do pokoju wparował Harry. Miał ze sobą butelkę wody i gazetę, którą od razu rzucił na stolik obok mojego łóżka.
Uświadomiłam sobie, że jeszcze nie pytałam czy ktokolwiek próbował mnie odnaleźć, czy tata wciąż za mną tęsknił.
-Ojciec mnie szukał?-spytałam z koncentracją wbijając wzrok w bruneta.
-Nie... To znaczy tak... Z resztą... Co ja ci będę opowiadał, sama zobacz.-rzekł podając mi do rąk już wcześniej wspomnianą gazetę. Przekartkowałam parę stron aż w końcu znalazłam coś co przykuło moją uwagę.
-Co to ma znaczyć?!-spytałam pokazując na artykuł w gazecie.
Co tam znalazłam? Otóż oczywiście było napisane kto, gdzie i kiedy zaginął, ale obok ów tekstu pojawiło się moje zdjęcie... sprzed dziesięciu lat! Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, a mój wygląd kompletnie różnił się od dzisiejszego. I co to miało oznaczać? Może to jakiś żart. Żart, tak? Mój tatuś robił sobie ze mnie jaja, albo po prostu nie chciało mu się szukać córeczki.-Zrobił to dla zysku, tak? Miał na tym zarobić?
-Jest coś co twój ojciec zawsze kochał od ciebie bardziej. Pieniądze.-wyjaśnił.-Pewnie rozumiesz. Współczucie, rozgłos, zysk. A jego maleńkiej dziesięcioletniej córeczki ani nie widać ani nie słychać.
No tak. To było bardzo prawdopodobne. Z resztą, czego ja miałam się spodziewać? Nigdy nawet nie tknąłby palcem abym była znów przy nim. Wiecie co? Pieprzyć go! Pieprze go i to całe bezwartościowe życie, w którym kiedyś tkwiłam. Już nie chcę tego. Zaczynam od nowa, z czystą kartą. Cieszę się z tego, jestem cholernie dumna z siebie. I niech tak już zostanie.
Do sali zawitała niewysoka blondynka, trochę nieco po trzydziestce z promiennym uśmiechem na twarzy. Wyglądała na sympatyczną.
-O! Już się Pani wybudziła.-spostrzegła słusznie.-Dlaczego nas Pan nie powiadomił?-zwróciła się do Harrego, który zbytnio nie przejawiał nią zainteresowania.
-Przepraszam, ale zupełnie o tym zapomniałem. Bardzo długo czekałem aż w końcu będę mógł zobaczyć jak otwiera oczy by na mnie spojrzeć.-odpowiedział wzrok wbijając we mnie. Zarumieniłam się a pielęgniarka się zaśmiała.
-Proszę teraz wspierać żonę, ona teraz najbardziej Pana potrzebuje.-rzuciła na odchodne i wyszła.
-Żona?-spytałam uśmiechając się nieco.
-Zrobiłbym wszystko aby tylko móc być przy tobie.
Minęło kilka dni. W końcu mogłam wyjść ze szpitala. Miałam pojechać do Nialla i Meghan i spędzić tam trochę czasu. W mieście... W DUŻYM mieście.
Czy jestem szczęśliwa? Nie, dopiero, gdy wrócimy do naszego domu będę w pełni szczęśliwa.
-Ubierz się, jest zimno.-powiedział chłopak wyprowadzając mnie ze szpitala. Moim ciałem zawładnęła fala zimna.
Skubany, miał rację!
-Który mamy miesiąc?-spytałam jednocześnie okrywając się kurtką Harrego, która wisiała na mnie niczym sukienka.
-Grudzień.-odparł.-Dokładnie dwudziesty grudnia.
Droga do domu Nialla strasznie mi się dłużyła. Co chwila jakieś postoje, korki. Dopiero gdy lecieliśmy samolotem mogłam trochę odpocząć. Mimo tego, iż spędziłam kilka ostatnich dni leżąc w szpitalnym łóżku byłam bardzo zmęczona i osłabiona.
Po kilkunastu godzinach w podróży w końcu dotarliśmy pod dany adres. Zza szyby taksówki zauważyłam prześliczny, skromny budynek. Tak jak się domyślałam, był to ich dom.
Harry wyszedł prędzej z auta aby otworzyć mi drzwi i gdybym zasłabła, podać mi rękę. Wysiadłam z samochodu i stając na równych nogach rozejrzałam się po okolicy.
Było tam tak pięknie! To nie było zaludnione centrum miasta. Dookoła rozciągały się lasy, a niedaleko domu Nialla stały jeszcze dwa podobnie urocze budynki.
Tutaj wszystko było takie spokojne, a czas rozciągał się jak guma do żucia. Sekundy płynęły jak morze, a ja kołysałam się wokół nich jak jedna z boj.
Wokół mnie rozbrzmiał pisk biegnącej w moją stronę dziewczyny. Z całą siłą naskoczyła na mnie i mocno przytuliła.
-Już jesteście!-wykrzyknęła. To, że jesteśmy to nawet tak głupia osoba jak ja wie.-Tyle czasu czekałam aż będę mogła cię przytulić, Chanel.-jej radość biła na kilometr.
-A ty jesteś pewnie Meghan?-spytałam, choć to pytanie było bardziej retoryczne. Dziewczyna przytaknęła. Kątem oka zauważyłam blondyna wychodzącego z drzwi domu i uśmiechającego się lekko w moją stronę. -Wiele o tobie słyszałam...
-Naprawdę?-pisnęła uradowana.
Byłam przypięta do jakichś kabelków, sama nie wiedziałam co to takiego. Nie było to jakąś zagadką, że znajdowałam się w szpitalu. Spojrzałam na prawą stronę łóżka, na którym leżałam. Siedział tam Harry, oparty głową o moje kolana. Trzymał luźno moją rękę i najwyraźniej spał.
Poruszyłam delikatnie palcem u dłoni, którą trzymał brunet. Chłopak gwałtownie podniósł się do góry. Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
Miał podpuchnięte oczy, sama byłam ciekawa ile czasu ich nie zmrużył. Wyglądał strasznie, ale w tamtym momencie tylko on był osobą, której potrzebowałam i cieszyłam się na jego widok.
-Chanel, ty żyjesz!-wykrzyknął i przytulił mnie najmocniej jak potrafił po czym prędko się odsunął. Przetarł nerwowo twarz dłonią.-Przemyślałem sobie to wszystko. Wiem, że nie popełniłem w życiu wiele błędów...-ja też to wiem, ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie?-Jak tylko wypiszą cię ze szpitala odwiozę cię do domu, do ojca, a ja...-przerwał drżącym głosem.-pójdę na policję.-skończył pewny siebie.-Już nigdy nie wyrządzę tobie krzywdy, będziesz miała to o czego od samego początku chciałaś.
Spojrzałam na niego z czułością. Wskazałam na miejsce, na którym jeszcze niedawno siedział i kazałam mu usiąść.
-Tylko, że ja już nie chcę.-uśmiechnęłam się na tyle na ile pozwalało mi moje osłabione ciało.-Dom jest tam gdzie jestem z tobą.-zacytowałam jakąś książkę, która wyrażała dokładnie to o czym myślałam.
Może to wszystko wydawać się dziwne lub nie, ale ja na prawdę go potrzebuję. To się chyba nazywa miłość, tak? Nie wiem kiedy i jak to sobie uświadomiłam, ale już wiem co czuje do tego człowieka. W końcu zrozumiałam, że mój dom jest w Australii z nim, a nie przy ojcu, który nie wiadomo czy w ogóle zorientował się, że mnie nie ma. Chcę z nim zostać, w końcu jestem pewna, że to wszystko co mnie spotkało nie było przypadkowe. Może i jestem ofiarą Syndromu Sztokholmskiego, ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to teraz. Może to zabrzmi egoistycznie, ale najważniejsze jest moje szczęście, nasze szczęście. Chcę wrócić na to pustkowie, chcę tam żyć, kochać i trwać.
Może nie idzie zapomnieć o tym, że mnie uprowadzić, ale zawsze idzie wybaczyć. Wszystko co zrobił źle w głębi serca wybaczyłam mu tym co zrobił dla mnie dobrego.
Mówił do mnie żebym nigdy się nie poddawała, gdy on zrobił to dla mnie. Wiem, że zgłosiłby się na policję, a zrobiłby to na pewno z bólem w sercu.
Chłopak rozpromieniał, a na jego twarzy zawitał wielki uśmiech. Przytulił mnie, jednak teraz aż zabrakło mi powietrza.
-Uważaj bo mnie zgnieciesz.-zachichotałam.-Jak tylko mnie wypiszą jedziemy do domu, do NASZEGO domu.-oznajmiłam.
-Nie tak prędko, moja panno.-zaśmiał się.-Myślisz, że przyjedziesz tam "od tak"?-skrzywiłam się lekko i dokładnie analizowałam każde jego słowo. Nic nie zrozumiałam.-Muszę wszystko przygotować na twój przyjazd. Jeszcze wiele na ciebie czeka.-uśmiechnął się nieznacznie.
-Co takiego?
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.-cmoknął mnie w policzek i uściskał moją dłoń.-Na ten czas pojedziesz do Nialla i Meghan.
Ale, jak to?
-To wy nie jesteście w konflikcie? Przecież próbowałeś go zabić...-przypomniałam pamięcią sięgając do sytuacji zaistniałych, gdy Niall nas odwiedził.
-Nigdy nie byliśmy pokłóceni. Zrozumiał mnie, sam zrobiłby to samo. Z resztą... pewnie już o tym nie pamięta. Po co rozpamiętywać takie drobnostki.-uśmiechnął się.
Jeśli próba zabicia kogoś jest drobnostką to nie mam nic przeciwko. Rozumiem to. Szczerze? Nie, nie rozumiem.
-Pójdę ci po wodę. Czekaj tu na mnie.-skierował się w stronę drzwi.
-Dobra rada. Lepiej się pospiesz bo jeszcze ci ucieknę.-odparłam sarkastycznie spoglądając na różne urządzenia podłączone do mojego ciała. Zielonooki tylko uśmiechnął się pod nosem i wyszedł zostawiając mnie samą.
Właściwie to gdzie ja byłam? Wydaje mi się, że wciąż w Australii tylko w jakimś bardziej zaludnionym miejscu, w którym są szpitale, sklepy i domy.
Za oknem usłyszałam dźwięk odpalanego samochodu. Jejciu, jak strasznie denerwujący jest ten odgłos. Drażni każdy element mojego ucha kończąc na mózgu, który aż buzuje od tego hałasu. Cisza. Gdzie się podziała ta cisza, ja się pytam? Zaczął mnie denerwować nawet dźwięk tykającego zegara! Tylko, że... w moim pokoju nie było zegara... Chyba słyszałam go z sali obok. To przerażające. Dobrze, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam nie było nikogo oprócz mnie, chyba dostałabym szału jakbym musiałam słuchać czyjegoś gadania albo, nie daj Boże, chrapania.
Nim się obejrzałam do pokoju wparował Harry. Miał ze sobą butelkę wody i gazetę, którą od razu rzucił na stolik obok mojego łóżka.
Uświadomiłam sobie, że jeszcze nie pytałam czy ktokolwiek próbował mnie odnaleźć, czy tata wciąż za mną tęsknił.
-Ojciec mnie szukał?-spytałam z koncentracją wbijając wzrok w bruneta.
-Nie... To znaczy tak... Z resztą... Co ja ci będę opowiadał, sama zobacz.-rzekł podając mi do rąk już wcześniej wspomnianą gazetę. Przekartkowałam parę stron aż w końcu znalazłam coś co przykuło moją uwagę.
-Co to ma znaczyć?!-spytałam pokazując na artykuł w gazecie.
Co tam znalazłam? Otóż oczywiście było napisane kto, gdzie i kiedy zaginął, ale obok ów tekstu pojawiło się moje zdjęcie... sprzed dziesięciu lat! Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, a mój wygląd kompletnie różnił się od dzisiejszego. I co to miało oznaczać? Może to jakiś żart. Żart, tak? Mój tatuś robił sobie ze mnie jaja, albo po prostu nie chciało mu się szukać córeczki.-Zrobił to dla zysku, tak? Miał na tym zarobić?
-Jest coś co twój ojciec zawsze kochał od ciebie bardziej. Pieniądze.-wyjaśnił.-Pewnie rozumiesz. Współczucie, rozgłos, zysk. A jego maleńkiej dziesięcioletniej córeczki ani nie widać ani nie słychać.
No tak. To było bardzo prawdopodobne. Z resztą, czego ja miałam się spodziewać? Nigdy nawet nie tknąłby palcem abym była znów przy nim. Wiecie co? Pieprzyć go! Pieprze go i to całe bezwartościowe życie, w którym kiedyś tkwiłam. Już nie chcę tego. Zaczynam od nowa, z czystą kartą. Cieszę się z tego, jestem cholernie dumna z siebie. I niech tak już zostanie.
Do sali zawitała niewysoka blondynka, trochę nieco po trzydziestce z promiennym uśmiechem na twarzy. Wyglądała na sympatyczną.
-O! Już się Pani wybudziła.-spostrzegła słusznie.-Dlaczego nas Pan nie powiadomił?-zwróciła się do Harrego, który zbytnio nie przejawiał nią zainteresowania.
-Przepraszam, ale zupełnie o tym zapomniałem. Bardzo długo czekałem aż w końcu będę mógł zobaczyć jak otwiera oczy by na mnie spojrzeć.-odpowiedział wzrok wbijając we mnie. Zarumieniłam się a pielęgniarka się zaśmiała.
-Proszę teraz wspierać żonę, ona teraz najbardziej Pana potrzebuje.-rzuciła na odchodne i wyszła.
-Żona?-spytałam uśmiechając się nieco.
-Zrobiłbym wszystko aby tylko móc być przy tobie.
Minęło kilka dni. W końcu mogłam wyjść ze szpitala. Miałam pojechać do Nialla i Meghan i spędzić tam trochę czasu. W mieście... W DUŻYM mieście.
Czy jestem szczęśliwa? Nie, dopiero, gdy wrócimy do naszego domu będę w pełni szczęśliwa.
-Ubierz się, jest zimno.-powiedział chłopak wyprowadzając mnie ze szpitala. Moim ciałem zawładnęła fala zimna.
Skubany, miał rację!
-Który mamy miesiąc?-spytałam jednocześnie okrywając się kurtką Harrego, która wisiała na mnie niczym sukienka.
-Grudzień.-odparł.-Dokładnie dwudziesty grudnia.
Droga do domu Nialla strasznie mi się dłużyła. Co chwila jakieś postoje, korki. Dopiero gdy lecieliśmy samolotem mogłam trochę odpocząć. Mimo tego, iż spędziłam kilka ostatnich dni leżąc w szpitalnym łóżku byłam bardzo zmęczona i osłabiona.
Po kilkunastu godzinach w podróży w końcu dotarliśmy pod dany adres. Zza szyby taksówki zauważyłam prześliczny, skromny budynek. Tak jak się domyślałam, był to ich dom.
Harry wyszedł prędzej z auta aby otworzyć mi drzwi i gdybym zasłabła, podać mi rękę. Wysiadłam z samochodu i stając na równych nogach rozejrzałam się po okolicy.
Było tam tak pięknie! To nie było zaludnione centrum miasta. Dookoła rozciągały się lasy, a niedaleko domu Nialla stały jeszcze dwa podobnie urocze budynki.
Tutaj wszystko było takie spokojne, a czas rozciągał się jak guma do żucia. Sekundy płynęły jak morze, a ja kołysałam się wokół nich jak jedna z boj.
Wokół mnie rozbrzmiał pisk biegnącej w moją stronę dziewczyny. Z całą siłą naskoczyła na mnie i mocno przytuliła.
-Już jesteście!-wykrzyknęła. To, że jesteśmy to nawet tak głupia osoba jak ja wie.-Tyle czasu czekałam aż będę mogła cię przytulić, Chanel.-jej radość biła na kilometr.
-A ty jesteś pewnie Meghan?-spytałam, choć to pytanie było bardziej retoryczne. Dziewczyna przytaknęła. Kątem oka zauważyłam blondyna wychodzącego z drzwi domu i uśmiechającego się lekko w moją stronę. -Wiele o tobie słyszałam...
-Naprawdę?-pisnęła uradowana.
-Czasem zastanawiam się czy aby nie wszystko.-dziewczyna wymieniła się porozumiewawczym spojrzeniem z Niallem. Nie wiedziałam co to miało znaczyć i nawet nie chciałam wiedzieć.-Wiem, że lubisz małe pieski, wiem, że bezpośrednio po pomalowaniu sobie ust nie pijesz żadnych soków, a twój ulubiony kolor lakieru do paznokci to miętowy.-wyjaśniłam.
-Ale przyznasz, że jest śliczny?-jęknęła patrząc na swoje pomalowane paznokcie.
Już kocham tą dziewczynę! Może i była głupiutka (albo po prostu na taką wygląda), ale za to jaka urocza!
Harry odchrząknął znacząco. Dopiero wtedy zauważyłam, iż wciąż tam jest. Co cóż chyba będzie trzeba się pożegnać... ale tylko na chwilę.
Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Zaciągnęłam się znajomym zapachem, który towarzyszył mi zawsze przy nim. Już wtedy wiedziałam jak będę za nim tęsknić.
-Nim się obejrzysz będę przy tobie.-wyszeptał. Spojrzał w moje oczy i pocałował w czoło. Oderwał się ode mnie. Spojrzał na obserwującą nas parę.-A wy opiekujcie się nią.-zwrócił się do nich.
-Lepszej opieki nie będzie miała nigdzie! To oczywiste jak to, że nikt nie lubi kawioru!-zapewniła Meghan.
-Ej, ja lubię kawior!-wtrącił z wyrzutem Niall.
-Shhhh.-przyłożyła blondynowi palec do ust.-To miało go uspokoić, głupku!
Zaśmiałam się tylko pod nosem słysząc ich zabawną wymianę zdań. Przesłałam Harremu przelotny pocałunek i pokiwałam na pożegnanie, gdy ten wsiadał do taksówki.
Nie mówię do widzenia, mówię do zobaczenia.
____________________________________
Już znacie odpowiedź na pytanie czy Chanel przeżyje. Poznaliście w tym rozdziale także Meghan. Jak podoba wam się ta postać? Jest według was pozytywna czy nie sprawiła na was dobrego wrażenia?
Komentujcie, kochani.
-Ale przyznasz, że jest śliczny?-jęknęła patrząc na swoje pomalowane paznokcie.
Już kocham tą dziewczynę! Może i była głupiutka (albo po prostu na taką wygląda), ale za to jaka urocza!
Harry odchrząknął znacząco. Dopiero wtedy zauważyłam, iż wciąż tam jest. Co cóż chyba będzie trzeba się pożegnać... ale tylko na chwilę.
Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Zaciągnęłam się znajomym zapachem, który towarzyszył mi zawsze przy nim. Już wtedy wiedziałam jak będę za nim tęsknić.
-Nim się obejrzysz będę przy tobie.-wyszeptał. Spojrzał w moje oczy i pocałował w czoło. Oderwał się ode mnie. Spojrzał na obserwującą nas parę.-A wy opiekujcie się nią.-zwrócił się do nich.
-Lepszej opieki nie będzie miała nigdzie! To oczywiste jak to, że nikt nie lubi kawioru!-zapewniła Meghan.
-Ej, ja lubię kawior!-wtrącił z wyrzutem Niall.
-Shhhh.-przyłożyła blondynowi palec do ust.-To miało go uspokoić, głupku!
Zaśmiałam się tylko pod nosem słysząc ich zabawną wymianę zdań. Przesłałam Harremu przelotny pocałunek i pokiwałam na pożegnanie, gdy ten wsiadał do taksówki.
Nie mówię do widzenia, mówię do zobaczenia.
____________________________________
Już znacie odpowiedź na pytanie czy Chanel przeżyje. Poznaliście w tym rozdziale także Meghan. Jak podoba wam się ta postać? Jest według was pozytywna czy nie sprawiła na was dobrego wrażenia?
Komentujcie, kochani.
niedziela, 7 czerwca 2015
12."Trust me, please"
Ubrałam się i opuściłam dom. Musiałam się pooddychać świeżym powietrzem po tym wszystkim.
Z jednej strony nie wiem jak mogłam być tak głupia żeby zrobić coś takiego, ale z drugiej całkowicie siebie rozumiem. Ja... Mnie chyba naprawdę coś łączy z tym człowiekiem...
Pamięcią sięgnęłam do naszego pierwszego spotkania. Właśnie wtedy poczułam się przy nim naprawdę bezpiecznie, gdy uratował mnie od bandytów. I co z tego, że to wszystko było na niby? Dał mi cholerne odczucie, że nigdy mnie nie zostawi i że, gdy jestem z nim mogę zawsze czuć się bezpieczna. Dobrze jest mieć kogoś przy kim nie będzie odczuwać się paraliżującego strachu.
Mózg przywołał również moje drugie zetknięcie z Harrym. Gdy z pełnym spokojem zakomunikował mi, iż jesteśmy w domu. Najdziwniejsze jest to, że czuje jakby to właśnie było moje miejsce... Chyba właśnie to przeraża mnie najbardziej... Świadomość, że jest mi tu dobrze i tak naprawdę mam wszystko czego zapragnę, również Harrego.
"I tak stąd nie uciekniesz"-dokładnie te słowa wypowiedział do mnie, gdy daremno próbowałam uwolnić się z tego miejsca. Wciąż brzęczy mi to w uszach, jakbym musiała to sobie dokładnie zakodować w pamięci. Czyż to nie może być prawdą?
Tak naprawdę nigdy nie chciałam go skrzywdzić poważnie... Nie potrafię patrzeć, gdy komuś dzieje się coś złego, a co dopiero jeszcze się do tego przyczyniać. Myślałam, że się przestraszy, zmięknie i wtedy odwiezie mnie do domu.
Dbał o mnie jak tylko mógł, karmił mnie, sprzątał, chociaż dobrze wiedział, że to mu nie wychodzi. Kurczę, ten człowiek byłby w stanie zabić dla mnie! Nie ważne czego bym nie zrobiła, on i tak mi wybaczy. To czasem mnie przeraża bo niewielu ludzi tak potrafi... w sumie to oprócz Harrego nie znam nikogo takiego. Hm, może to dla tego, że nie mam znajomych. Ale Styles też ich nie ma więc jesteśmy kwita. No dobra, jeszcze jest Niall, ale on się nie liczy. W końcu nie wszyscy przyjaciele celują do siebie lufą pistoletu.
Zdarzały się też dobre chwile. Cholerka, aż wstyd się do tego przyznać, ale to prawda! A jaki jest mądry! Te jego opowieści o zwierzętach... I co z tego, że nie ich nie zapamiętałam? Ale właściwie... jeśli teraz o tym myślę to znaczy, że jednak coś zapadło w moją pamięć. Ha, punkt dla Chanel!
Zaskakiwał mnie, i to nie raz. Myślałam, że przywozi tu swoje młode ofiary, gwałci je, a potem zabija i chowa w jakiś swoim "kąciku trofeum", a on w tym czasie beztrosko brzdąkał sobie na gitarze. Czy to normalne? Otóż nie, to nie normalne, ale już chyba zdążyłam przywyknąć, że tutaj dzieją się rzeczy, które nie śniły się największym uczonym tej Ziemi.
Podejrzewam, że zawsze miał wyznaczone sobie jakieś cele, do których zawzięcie dążył. Nie wiem jaki ma teraz wyznaczony, ale być może niedługo się dowiem?
Czy to źle, że był ze mną wtedy, gdy było mi źle? Gdy śniło mi się coś złego albo znów miałam go serdecznie dość i potrzebowałam się poważnie napić? Czy to wszystko naprawdę jest aż takie złe? Wydaje się, że nie, ale już sama w to wątpię.
Może czasem był dziwny...
Dziwny? Kobieto, to przecież wariat!
No dobra czasem bywa nad wyraz inny. Ale inność też ma swoje dobre strony, nieprawdaż? A to, że lubił towarzystwo skał czy różnego typu kamieni, to przecież nic nadzwyczajnego... Czy tylko ja tak uważam?!
Tak, Chanel, tylko ty.
Mi już totalnie odbija! Chyba słońce niezbyt dobrze działa na mój mózg. O ile go mam...
A tak nawiasem mówiąc to jest całkiem dobry... w tym... no wiecie... Chociaż nie mam jak tego porównać, to jednak uważam, że mój pierwszy raz był całkiem... hm, no ten... dobry. Był wyjątkowy. Właśnie tak to sobie obmyślił. Żeby wszystko wyszło idealnie. W sumie to... udało mu się.
Było wczesne popołudnie. Przystanęłam aby poobserwować jak wiatr kołysze pojedyncze liście tutejszych roślin. Oglądanie ich pochłonęło mnie do tego stopnia, że od wiatru hulającego w tę i tamtą sama zakołysałam się stojąc na równych nogach. Poczułam się jak jedna z tych uschniętych roślinek korzeniami wbitymi w suchą pozbawioną wody ziemię. Dzięki temu wiedziałam wszystko co dzieje się dookoła. Słyszałam, czułam i widziałam wszystko co działo się bezpośrednio obok mnie.
Gdzieś w oddali przepełznął gad. Zadrżałam na samo wspomnienie o łuskowatych zwierzętach.
Poczułam wibracje obok mnie, ziemia się zatrzęsła. Nagle obudziłam się z transu, w którym poczułam się jak część tego pustynnego świata i obróciłam się aby spojrzeć w dal.
Ujrzałam Harrego, który zmierzał w moją stronę. Nie spuściłam z niego wzroku nawet na chwilę.
-Chanel...-zaczął.
-Już jest okej.-przerwałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Posłałam mu motywujący uśmiech.-Nie masz się czego obawiać.
Chłopak objął moją rękę i splótł nasze palce. Miał takie ciepłe dłonie... znowu!
-Popatrz!-wykrzyknął prędko. Wskazał na dwa przemieszczające się punkciki. Wzruszyłam ramionami.-Są zaciekawione nami. Jeśli będziemy wykonywali spokojne ruchy na pewno tu przyjdą!-powiedział entuzjastycznie.
Ale kto? Ludzie?
Spojrzałam na niego krzywym wzrokiem. Chłopak poruszył bezdźwięcznie ustami. Z tego co udało mi się wyczytać (choć nie jestem w tym najlepsza) z ruchu jego warg, zrozumiałam: "Kangury".
Co to, to nie! Po moim trupie!
Próbowałam jakoś bezszelestnie się wyrwać, ale gdy tylko podejmowałam się tego chłopak coraz mocniej zaciskał rękę na mojej dłoni.
-Nie rozumiesz, że boję się tych zwierząt? One... one na pewno mi coś zrobią. Zabiją mnie albo jeszcze gorzej...-wyjąkałam.
Chłopak spojrzał na mnie z czułością.
-Zaufaj mi, proszę... A obiecuję, że cię nie zawiodę.-uśmiechnął się zerkając na moje oczy i pocieszając mnie swoim uśmiechem.
Harry miał rację, zwierzęta zainteresowały się nami. Były coraz bliżej nas, a ja zaczęłam odczuwać ich tupotanie o ziemię,
Zamknęłam na chwilę oczy z obawą przed tymi wielkimi bestiami, a gdy je otworzyłam ich czarne ślepia wlepiały się we mnie z zaciekawieniem.
Cicho pisnęłam. Byłam przerażona.
Zauważyłam jak brunet zbliża rękę do zwierzęcia, a chwilę potem głaszcze je po czuprynie. Uśmiechnął się do mnie lekko i delikatnie złapał moją drobną dłoń i spróbował wyciągnąć ją w stronę kangura. Wielkie stworzenie obwąchało mnie i podeszło jeszcze bliżej nas.
-Możesz go pogłaskać.-powiedział wyciszonym głosem kierując moją rękę do niebezpieczeństwa.
-Nie rób tego!-wrzasnęłam.
Zwierze przestraszyło się moim gwałtownym odruchem. Próbowało uciekać, ale nie miało jak, gdyż ja i Harry osaczaliśmy go. Nie mając innego wyjścia kangur wyskoczył w moją stronę popychając mnie z całą siłą na ziemię. Upadłam, głową uderzając o skałę. Zabolało.
Dotknęłam tył głowy ręką i spojrzałam na nią. Krew...
To wszystko działo się tak szybko. Poczułam jak robi mi się słabo, a cały świat wiruje. Przed moimi oczyma zapanowała ciemność. Wydawało się jakby wszystkie moje zmysły przestały działać, a ja sama powoli odpływała z tego świata.
Poczułam jak ktoś bierze mnie na ramiona, a potem układa na fotelu. Chyba byłam w samochodzie.
-Błagam, Chanel, nie rób tego! Nie zasypiaj. Nie rób mi tego!Nie zamykaj oczu. Proszę, zostań!
Nie mogłam tego zrobić.
Przepraszam, Harry.
____________________________
Hmm, uważam, że ten rozdział wyszedł mi całkiem dobrze :)))) Na samym początku trochę powspominałam wszystkie rozdziały. To jak myślicie, Chanel przeżyje czy umrze?
Komentujcie, komentujcie! Chcę znać wasza opinię.
Z jednej strony nie wiem jak mogłam być tak głupia żeby zrobić coś takiego, ale z drugiej całkowicie siebie rozumiem. Ja... Mnie chyba naprawdę coś łączy z tym człowiekiem...
Pamięcią sięgnęłam do naszego pierwszego spotkania. Właśnie wtedy poczułam się przy nim naprawdę bezpiecznie, gdy uratował mnie od bandytów. I co z tego, że to wszystko było na niby? Dał mi cholerne odczucie, że nigdy mnie nie zostawi i że, gdy jestem z nim mogę zawsze czuć się bezpieczna. Dobrze jest mieć kogoś przy kim nie będzie odczuwać się paraliżującego strachu.
Mózg przywołał również moje drugie zetknięcie z Harrym. Gdy z pełnym spokojem zakomunikował mi, iż jesteśmy w domu. Najdziwniejsze jest to, że czuje jakby to właśnie było moje miejsce... Chyba właśnie to przeraża mnie najbardziej... Świadomość, że jest mi tu dobrze i tak naprawdę mam wszystko czego zapragnę, również Harrego.
"I tak stąd nie uciekniesz"-dokładnie te słowa wypowiedział do mnie, gdy daremno próbowałam uwolnić się z tego miejsca. Wciąż brzęczy mi to w uszach, jakbym musiała to sobie dokładnie zakodować w pamięci. Czyż to nie może być prawdą?
Tak naprawdę nigdy nie chciałam go skrzywdzić poważnie... Nie potrafię patrzeć, gdy komuś dzieje się coś złego, a co dopiero jeszcze się do tego przyczyniać. Myślałam, że się przestraszy, zmięknie i wtedy odwiezie mnie do domu.
Dbał o mnie jak tylko mógł, karmił mnie, sprzątał, chociaż dobrze wiedział, że to mu nie wychodzi. Kurczę, ten człowiek byłby w stanie zabić dla mnie! Nie ważne czego bym nie zrobiła, on i tak mi wybaczy. To czasem mnie przeraża bo niewielu ludzi tak potrafi... w sumie to oprócz Harrego nie znam nikogo takiego. Hm, może to dla tego, że nie mam znajomych. Ale Styles też ich nie ma więc jesteśmy kwita. No dobra, jeszcze jest Niall, ale on się nie liczy. W końcu nie wszyscy przyjaciele celują do siebie lufą pistoletu.
Zdarzały się też dobre chwile. Cholerka, aż wstyd się do tego przyznać, ale to prawda! A jaki jest mądry! Te jego opowieści o zwierzętach... I co z tego, że nie ich nie zapamiętałam? Ale właściwie... jeśli teraz o tym myślę to znaczy, że jednak coś zapadło w moją pamięć. Ha, punkt dla Chanel!
Zaskakiwał mnie, i to nie raz. Myślałam, że przywozi tu swoje młode ofiary, gwałci je, a potem zabija i chowa w jakiś swoim "kąciku trofeum", a on w tym czasie beztrosko brzdąkał sobie na gitarze. Czy to normalne? Otóż nie, to nie normalne, ale już chyba zdążyłam przywyknąć, że tutaj dzieją się rzeczy, które nie śniły się największym uczonym tej Ziemi.
Podejrzewam, że zawsze miał wyznaczone sobie jakieś cele, do których zawzięcie dążył. Nie wiem jaki ma teraz wyznaczony, ale być może niedługo się dowiem?
Czy to źle, że był ze mną wtedy, gdy było mi źle? Gdy śniło mi się coś złego albo znów miałam go serdecznie dość i potrzebowałam się poważnie napić? Czy to wszystko naprawdę jest aż takie złe? Wydaje się, że nie, ale już sama w to wątpię.
Może czasem był dziwny...
Dziwny? Kobieto, to przecież wariat!
No dobra czasem bywa nad wyraz inny. Ale inność też ma swoje dobre strony, nieprawdaż? A to, że lubił towarzystwo skał czy różnego typu kamieni, to przecież nic nadzwyczajnego... Czy tylko ja tak uważam?!
Tak, Chanel, tylko ty.
Mi już totalnie odbija! Chyba słońce niezbyt dobrze działa na mój mózg. O ile go mam...
A tak nawiasem mówiąc to jest całkiem dobry... w tym... no wiecie... Chociaż nie mam jak tego porównać, to jednak uważam, że mój pierwszy raz był całkiem... hm, no ten... dobry. Był wyjątkowy. Właśnie tak to sobie obmyślił. Żeby wszystko wyszło idealnie. W sumie to... udało mu się.
Było wczesne popołudnie. Przystanęłam aby poobserwować jak wiatr kołysze pojedyncze liście tutejszych roślin. Oglądanie ich pochłonęło mnie do tego stopnia, że od wiatru hulającego w tę i tamtą sama zakołysałam się stojąc na równych nogach. Poczułam się jak jedna z tych uschniętych roślinek korzeniami wbitymi w suchą pozbawioną wody ziemię. Dzięki temu wiedziałam wszystko co dzieje się dookoła. Słyszałam, czułam i widziałam wszystko co działo się bezpośrednio obok mnie.
Gdzieś w oddali przepełznął gad. Zadrżałam na samo wspomnienie o łuskowatych zwierzętach.
Poczułam wibracje obok mnie, ziemia się zatrzęsła. Nagle obudziłam się z transu, w którym poczułam się jak część tego pustynnego świata i obróciłam się aby spojrzeć w dal.
Ujrzałam Harrego, który zmierzał w moją stronę. Nie spuściłam z niego wzroku nawet na chwilę.
-Chanel...-zaczął.
-Już jest okej.-przerwałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Posłałam mu motywujący uśmiech.-Nie masz się czego obawiać.
Chłopak objął moją rękę i splótł nasze palce. Miał takie ciepłe dłonie... znowu!
-Popatrz!-wykrzyknął prędko. Wskazał na dwa przemieszczające się punkciki. Wzruszyłam ramionami.-Są zaciekawione nami. Jeśli będziemy wykonywali spokojne ruchy na pewno tu przyjdą!-powiedział entuzjastycznie.
Ale kto? Ludzie?
Spojrzałam na niego krzywym wzrokiem. Chłopak poruszył bezdźwięcznie ustami. Z tego co udało mi się wyczytać (choć nie jestem w tym najlepsza) z ruchu jego warg, zrozumiałam: "Kangury".
Co to, to nie! Po moim trupie!
Próbowałam jakoś bezszelestnie się wyrwać, ale gdy tylko podejmowałam się tego chłopak coraz mocniej zaciskał rękę na mojej dłoni.
-Nie rozumiesz, że boję się tych zwierząt? One... one na pewno mi coś zrobią. Zabiją mnie albo jeszcze gorzej...-wyjąkałam.
Chłopak spojrzał na mnie z czułością.
-Zaufaj mi, proszę... A obiecuję, że cię nie zawiodę.-uśmiechnął się zerkając na moje oczy i pocieszając mnie swoim uśmiechem.
Harry miał rację, zwierzęta zainteresowały się nami. Były coraz bliżej nas, a ja zaczęłam odczuwać ich tupotanie o ziemię,
Zamknęłam na chwilę oczy z obawą przed tymi wielkimi bestiami, a gdy je otworzyłam ich czarne ślepia wlepiały się we mnie z zaciekawieniem.
Cicho pisnęłam. Byłam przerażona.
Zauważyłam jak brunet zbliża rękę do zwierzęcia, a chwilę potem głaszcze je po czuprynie. Uśmiechnął się do mnie lekko i delikatnie złapał moją drobną dłoń i spróbował wyciągnąć ją w stronę kangura. Wielkie stworzenie obwąchało mnie i podeszło jeszcze bliżej nas.
-Możesz go pogłaskać.-powiedział wyciszonym głosem kierując moją rękę do niebezpieczeństwa.
-Nie rób tego!-wrzasnęłam.
Zwierze przestraszyło się moim gwałtownym odruchem. Próbowało uciekać, ale nie miało jak, gdyż ja i Harry osaczaliśmy go. Nie mając innego wyjścia kangur wyskoczył w moją stronę popychając mnie z całą siłą na ziemię. Upadłam, głową uderzając o skałę. Zabolało.
Dotknęłam tył głowy ręką i spojrzałam na nią. Krew...
To wszystko działo się tak szybko. Poczułam jak robi mi się słabo, a cały świat wiruje. Przed moimi oczyma zapanowała ciemność. Wydawało się jakby wszystkie moje zmysły przestały działać, a ja sama powoli odpływała z tego świata.
Poczułam jak ktoś bierze mnie na ramiona, a potem układa na fotelu. Chyba byłam w samochodzie.
-Błagam, Chanel, nie rób tego! Nie zasypiaj. Nie rób mi tego!Nie zamykaj oczu. Proszę, zostań!
Nie mogłam tego zrobić.
Przepraszam, Harry.
____________________________
Hmm, uważam, że ten rozdział wyszedł mi całkiem dobrze :)))) Na samym początku trochę powspominałam wszystkie rozdziały. To jak myślicie, Chanel przeżyje czy umrze?
Komentujcie, komentujcie! Chcę znać wasza opinię.
Subskrybuj:
Posty (Atom)