niedziela, 12 lipca 2015

Epilog

  Prędko pobiegłam i rzuciłam się na chłopaka. Nie widziałam go szmat czasu i nie potrafiłam nawet się zachować. Co normalne pary robią, gdy nie widzą się bardzo długo i mają pierwsze spotkanie? Pewnie rzucają się na siebie i namiętnie się całują. A my? Mówimy sobie cześć jakbyśmy wczoraj się widzieli.
 Zagłębiłam się w jego umięśnionym torsie, a on otulił mnie swoimi ramionami. Ściskał mnie do tego stopnia, że momentami traciłam oddech, ale właśnie tego pragnęłam. Żeby przytulił i już nigdy nie puścił.
 -Tak bardzo, bardzo cię kocham.-mruknęłam kątem oka spoglądając na jego uśmiech. Jego roześmiany wyraz twarzy... w końcu będę mogła widywać go codziennie. Poczułam, że jego T-shirt staje się mokry na wysokości mojej twarzy... i to przeze mnie. Ja płakałam? Tak, ale mogłam być pewna, że tylko ze szczęścia.
 -Tęskniłem za tobą. Prawie strzeliłbym sobie kulkę w łeb, ale w ostatnim momencie przypomniałem sobie, że gdym nie zobaczył ciebie, byłoby mi jeszcze gorzej.-chłopak gładził ręką moje włosy. Im dłużej tkwiłam w jego ramionach tym bardziej chciało mi się płakać. Już nie mogłam wstrzymywać moim łez, tak długo to robiłam.-Shhh, teraz już na zawsze będziemy razem.
 
 
-Tylko we dwójkę?-spytałam patrząc w jego śliczne zielonkawe oczy. Brunet zamilkł. Wiedziałam, że coś jest nie tak, ale mimo to Harry wciąż się uśmiechał.
 -Nie do końca.
 -Niall i Meghan będą z nami mieszkać?-mój ukochany pokręcił przecząco głową. Zaczęłam się poważnie zastanawiać. Obawiałam się, że nie jestem jego jedyną. Że nie tylko mnie kocha. Nie wytrzymałabym tego.-Jest ktoś jeszcze?-zaszlochałam.
 -Chodź, pokaże ci.-pociągnął mnie za rękę. Jednak ja stałam nieruchomo tępo wgapiając się w dom.
 -Nie chcę.-odparłam drżącym głosem. Chłopak nie słuchając moich słów wziął mnie na ręce i skierował się w stronę budynku. Przelotnie spojrzałam na narzeczeństwo, które posłało mi tylko motywujący uśmiech.-Kochasz jeszcze kogoś?-uśmiechnął się tylko.
 Gdy byliśmy już w domu Harry w końcu postawił mnie na podłogę. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. To co zobaczyłam kompletnie zbiło mnie z pantałyku. Stałam sztywna i zupełnie nie wiem dlaczego, uśmiechałam się.
 Przede mną stało dziecięce łóżeczko, a w nim? Tak jak można się domyślać, dziecko.
 -O co w tym wszystkim chodzi? Skąd to dziecko?-przed oczami miałam jak Harry uprowadza maleństwo od jego rodziców. To był najgorszy widok. Przecież on nie mógł być aż tak okrutny. Wierzyłam, że ma chociaż krztę współczucia.
 -Ukradłem je.-wzruszył ramionami.-Byłoby nieszczęśliwe, tak jak ty.
 -Czyje ono jest?-kontynuowałam przesłuchanie.
 -Już nasze, skarbie.-uśmiechnął się. Zmierzyłam go surowym wzrokiem.-Niczyje, z domu dziecka. Tak jak ja kiedyś.
 -Jakie ma imię?
 -Nie ma. W domu dziecka było to po prostu dziecko, bezimienne.-odparł poprawiając około pięciomiesięcznej dziewczynce kołderkę.-Trzeba nadać jej imię. Może Chanel?-spytał spoglądając na mnie.-To najpiękniejsze imię pod słońcem.
 -A może Bianca?-zaproponowałam patrząc na uśmiechniętą twarzyczkę dziewczynki. Była prześliczna.
 -Zatem niech będzie Bianca.
 -Jesteś szalony.-zachichotałam przytulając się do niego.-Jesteś najbardziej nienormalnym człowiekiem na świecie. I wiesz co? Chyba za to cię kocham.
_______________________________________________
Zakończenie tak samo chore jak reszta bloga hahaha.
No to już koniec naszej przygody... Bardzo, bardzo dziękuje wszystkim, którzy czytali i komentowali na blogu. Nawet nie wiecie jak to motywowało:)
A tymczasem zapraszam na prolog
CRIPPLE
                                     

niedziela, 5 lipca 2015

16. "Hi, Harry."

 *3 miesiące później*
 Już powoli męczyło mnie siedzenie Niallowi i Meghan na głowie. To nie do pomyślenia, że daliśmy radę przeżyć razem tyle czasu. Codzienne kłótnie o dziecko, pocieszanie, spory o jedzenie (które zazwyczaj wygrywał Niall) i tak w kółko. Codzienność jest trudna, a już na pewno z tą niespotykaną, jedyną w swoim rodzaju parą. A gdzie się podziewa mój książę z bajki? "Można milczeć i milczeniem kogoś ranić." Ranił mnie tym milczeniem. Tym, że nie dawał znaku życia od czasu kiedy wysłał mi pierścionek.  Czułam, że już niedługo się spotkamy, ale nie znałam dokładnej daty i godziny. A ja nadal naiwnie czekałam na mojego ukochanego. Może już o mnie zapomniał, może już znalazł sobie inną głupią dziewczynę, którą również porwał do Australii, a mnie bezkarnie porzucił? Te myśli potęgowały we mnie złość. Niech wie, że ja, Chanel Alexandra West, tak łatwo nie odpuszczę! Nawet jakby chciał się mnie pozbyć siłą. No bo w końcu... ja się nie zakochuje. To mój pierwszy i być może ostatni raz. Ten idiota naprawdę mnie w sobie rozkochał. I co ja mam na to poradzić? Nic nie zrobię. Nie jestem komputerem, gdy wcisnę Backspace on nie zniknie. Nie potrafię tak szybko wykasować go z pamięci.
 -Może pójdziemy dzisiaj na imprezę? Będzie super!-powiedziała podekscytowana Meghan siedząc i popijając poranną kawę.
 -Jestem jak najbardziej za, cukiereczku.-uśmiechnął się do niej Niall.
 -A ty Chanel? Idziesz z nami? Pobawimy się, wypijemy drinki, powyrywamy dupy.-zachęciła mnie chichocząc cicho.
 -No właśnie, powyrywamy dupy.-zwrócił się do mnie wiedząc, iż Meghan bardzo dokładnie go słucha.
 -Ryby i narzeczeni głosu nie mają, więc milcz, mój drogi.-mruknęła. Chłopak tylko zrobił smutną minę.-To jak?
 -Może być.-przytaknęłam.


 -Meghan! Gdzie masz moją szminkę?!-krzyknęłam aby w każdym nawet najbardziej oddalonym ode mnie zakamarku domu docierał mój głos.
 -Nie wiem, sprawdź w kosmetyczce.-odpowiedziała również głośniejszym tonem abym mogła ją usłyszeć. Jej głos prawdopodobnie pochodził z łazienki, w której obecnie przebywała.
 Nagle po całym domu rozległ się straszny pisk. Potem płacz i ciągłe krzyki. To była Meghan! Nie wiedziałam co się dzieje. Coś się jej stało? Nie mogłam się otrząsnąć, zaczęłam drżeć i przerażona pobiegłam do mojej przyjaciółki.
 -Niall! Chanel! Proszę przyjdźcie do mnie szybko!-krzyczała, wciąż płacząc. Widziałam jak Niall wybiega z drzwi jednego z pokoi i zdezorientowanym wzrokiem patrzy na mnie. Otworzył drzwi od pomieszczenia, w którym znajdowała się dziewczyna.
 Siedziała na kafelkowanej podłodze, cała we łzach, ale uśmiechnięta. Ona była uśmiechnięta! W jednej z dłoni trzymała test ciążowy i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Wciąż płakała, ale to był płacz szczęścia, szczęścia, którego właśnie doświadczyła.
 -Pozytywny.-powiedziała cicho przez łzy. Niall spojrzał na nią i na mnie, potem znów na nią i znów na mnie, w końcu jego wzrok zatrzymał się na teście ciążowym, na którym widniały dwie czerwone kreski.
 -Będziemy mieli dziecko? Będziemy mieli dziecko?!-spytał uradowany.-Będziemy mieli dziecko!-podniósł swoją narzeczoną z podłogi i zaczął ściskać ją z całej siły zebranej z jego radości. Wirowali jak karuzela wciąż ciesząc się ich największym marzeniem. Tak, będą mieli bobasa...
 Przyglądałam się temu wszystkiemu z boku. Nie mogłam opisać uczucia, które potęgowało się we mnie widząc te dwóję (a już niedługo trójkę) razem. Nie mogłam od nich oderwać wzroku.
 -Będziemy mieli dziecko, rozumiesz Chanel?-pisnęła Meg podwijając t-shirt i masując swój goły brzuch, w którym pewnie już przebywała ich mała fasolka.
 Położyłam rękę na jej brzuchu i zaczęłam swoją przemowę.
 -Cześć maleństwo, może słyszysz mnie pierwszy raz i myślisz sobie "Co to za baba do mnie mówi", ale od momentu kiedy wyjdziesz na świat, będziesz największym szczęściem swoich rodziców i moim.-powiedziałam.-A tak w ogóle to jestem twoją ciocią. Już niedługo twoją matką chrzestną, Chanel.-spojrzałam na narzeczeństwo, które w pełnym, skupieniu mi się przypatrywało.-Wszystko słyszeliście?
 -Stoisz obok nas, trudno byłoby nie słyszeć.-uśmiechnął się do mnie Niall.
 -Ale mam nadzieję, że ta niespodzianka nie zmienia naszych planów?-spytałam mrużąc oczy.
 -No właśnie... chyba t...-zaczął chłopak.
 -Oczywiście, że nie!-przerwała mu pełna entuzjazmu dziewczyna.-Może zrezygnujemy z alkoholu i z wyrywania dup, ale przecież możemy się zabawić.
 -No cóż, wy możecie z tego zrezygnować, ale ja? Nie ma mowy.


 Bawiliśmy się w klubie już od dłuższego czasu. Moi cudowni przyjaciele nie wypili ani grama alkoholu, a ja sączyłam już trzeciego drinka. Że też nie mam urazu po mojej ostatniej wizycie w klubie, dziwię się, że w ogóle cokolwiek wypiłam... Jak na razie nie znalazłam narkotyków, pigułek gwałtu ani innych dziwnych substancji w moim napoju.
 Zastanawiałam się jak Niall i Meghan mogli się bawić. No jak to? Tak na trzeźwo? Wydawałoby się jakby to Niall był w ciąży. Uważał na wszystko co zamówił przy barze, tak samo pilnował jedzenia swojej narzeczonej. To co najmniej dziwne.
 Gdy tańczyłam gdzieś w tłumie pojawił się ten zapach, który tak bardzo kochałam. Bardzo znajomy, cudowny zapach, za którym tak tęskniłam. Odwróciłam się i bez wahania rzuciłam się na osobę za mną. Wiedziałam już kto to. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, mogłam w końcu mieć go przy sobie. Mojego ukochanego Harrego.
 -Ej, dobrze się czujesz?-spytał się mnie nie do końca znany mi głos. Prędko oderwałam się od osoby, którą obejmowałam i widząc co zrobiłam moja twarz od razu pomalowała się na czerwono.
 -D-dobrze.-wyjąkałam.
 -Chyba musisz za kimś mocno tęsknić.-uśmiechnął się chłopak, który w ogóle nie był Harrym, ale nie powiem, był całkiem przystojny. To jednak nie zmienia tego, że przytulałam obcą osobę! Kurwa! Zbłaźniłam się na oczach całego klubu.-Może ci jakoś pomóc?-spytał się szatyn wciąż się do mnie szczerząc.
 -N-nie, dzie-dziękuje.-wymruczałam powoli odchodząc. Poczułam czyjąś rękę na swoim nadgarstku.
 -Na pewno?-spytał.
 -Tak.-rzuciłam na odchodne i odeszłam w stronę rozbawionego narzeczeństwa. Ich śmiech widząc mnie był tak głośny, iż sądziłam, że zaraz pękną. Nie mogli się opanować, a widząc mnie coraz bardziej płakali ze śmiechu. Myślałam, że zaraz zapadnę się pod ziemię. Czemu nie mogłam tak po prostu zniknąć? Jak jakiś superbohater albo superdebil.
 -Śmiesznie?-spytałam ironicznie.
 -Nawet nie wiesz jak bardzo.-Niall parsknął śmiechem, a Meghan przyłączyła się do niego.
 -Dobra, idę do domu.-burknęłam obrażona i skierowałam się w stronę wyjścia z klubu.
 -Czyli nie chcesz wiedzieć po co dzwonił do mnie Harry?-spytał Niall schodząc z rozbawienia w bardziej urzekający głos co od razu mnie zatrzymało. Prędko podbiegłam do niego i omal nie przygniotłam go swoim ciężarem naskakując na niego.
 -Harry dzwonił?-mojego zaskoczenia nie dało się ukryć. Czego chciał? Już mnie nie chce? Nie przyjedzie po mnie? O czymś nie wiem? Tyle pytań i zero odpowiedzi.-No mów!-ponagliłam blondyna na co się zaśmiał.
 -Powiedział, że cię kocha.-zaczął.-Ale to nie wszystko... mówił, że mamy odwieźć cię jutro do domu. No i wspominał coś jeszcze, że cię kocha... Z pięć razy to powtórzył żebym na pewno usłyszał. A! No i że tęskni też.-wspominał słowa mojego ukochanego z wyraźną koncentracją.
 Od razu, gdy to usłyszałam moje serce zaczęło bić sto razy intensywniej niż zwykle. Zadzwonił, powiedział, że mnie kocha. To znaczy, że zależy mu na mnie. Czego chcieć więcej niż usłyszeć, że znów będziemy mogli być razem? Tyle czasu o tym marzyłam. Zobaczyć go i powiedzieć jak bardzo tęskniłam, a potem z czułością zatopić się w jego uścisku. Tak silnym i emocjonalnym. Mogłabym dniami i nocami opowiadać co zrobiłabym abyśmy znowu się pojednali. Myślę, że byłabym w stanie zrobić wszystko. Dosłownie.
 Odeszłam od nich, ale cofnęłam się aby zakomunikować im coś jeszcze.
 -I ani słowa Harremu o tym co tu się stało, zrozumiano?-para pokiwała głowami.


 Nie spałam pół nocy. Wyobrażałam sobie jak będzie wyglądać moje pierwsze spotkanie z Harrym po tak długim czasie. Kurde, nie widzieliśmy się od kilku miesięcy! Jakby miał być to dłuższy okres czasu, nie przeżyłabym tak długiej rozłąki. Już teraz było mi trudno, a jeśli musiałabym czekać na niego kilka lat? Prędzej umarłabym z tęsknoty.
 -Wybrałam tobie ciuchy, które masz dzisiaj ubrać.-poinformowała mnie Meg wchodząca do mojego pokoju.
 -Odkąd skończyłam sześć lat ubieram się sama.-jęknęłam.-Nie mam zamiaru cofać się w czasie.-mruknęłam spoglądając na przygotowane przez dziewczynę ciuchy.-I poziom tych ciuchów jest równy przedszkolu.
 -Co ci nie pasuje? Ta bluzka ma taką śliczną kokardkę!-powiedziała z wyrzutem.
 -Ej, kochanie, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi...-Meghan tylko mruknęła coś pod nosem.-I dziecku też.
 -W sumie, masz rację.-stwierdziła w końcu.-Ale ubieraj się, złotko. Przecież nie chcemy spóźnić się samolot.-już ona doskonale wiedziała co powiedzieć żeby mnie odpowiednio zmotywować.


  -Daleko jeszcze?-mruknęłam spoglądając na widoki za szybą samochodu. Już z daleka widziałam dobrze znaną mi czerwień tutejszych ziem. Ach, jak one uszczęśliwiały moją duszę! Czułam się jakbym urodziła się na nowo! Nawet nie wiedziałam jak bardzo brakowało mi tych krajobrazów. Spokojnych, cichych, pięknych. To jest mój dom.
 -Matko! Długo będziesz mi tak jeszcze jęczeć nad uchem?-moja przyjaciółka była wyraźnie poirytowana moim zachowaniem co momentami mnie nawet bawiło. Widzieć jak Meg się wścieka - bezcenne.-I zapnij ten pas, damo!-warknęła widząc w jaki sposób siedzę w jej nowiutkim, rodzinnym autku.
 No właśnie! Nie wspominałam jeszcze jaki prezent sprawił Niall swojej narzeczonej. Tym prezentem było nowy, duży, rodzinny samochód. Myślę, że Meghan nie cieszyła się ogólnie z samochodu, ale z tego ileż on mógłby pomieścić osób. To już jest prezent przyszłościowy, tym samochodem będą jeździły wszystkie ich dzieciaki.
 -Już dobrze, mamo.-odparłam znużona zapinając pas.-Chyba za bardzo wczuwasz się w swoją rolę, wiesz?
 -Trzeba trochę ćwiczyć, a ty jesteś do tego najlepszym materiałem.-zachichotała. Miałam uznać to za komplement? No dobra, niech już jej będzie.
 -Już jesteśmy!-wykrzyknął Niall, a koła auta gwałtownie się zatrzymały. Prędko wybiegłam z samochodu.
  Przede mną stała dobrze znana mi postać. Dokładnie takiego go zapamiętałam, nic się w nim nie zmieniło. Wciąż ten sam człowiek, w którym się zakochałam.
 Kompletnie mnie zatkało. Nie widziałam go tyle czasu, a teraz gdy w końcu przy nim byłam, nie wiedziałam co powiedzieć.
 -Cześć, Harry.-wydukałam.
 -Cześć, Chanel.
_______________________________________________________
Może długością ten rozdział nie zaskakuje tak jak chcieliście... z resztą treścią też nie. No, ale cóż...
Kto razem ze mną czeka na epilog? ;)
Już możecie wchodzić na nowego bloga, dodawajcie się do obserwatorów, zobaczcie bohaterów, oraz obejrzyjcie zwiastun :)
(kliknijcie na załączony niżej obrazek aby wejść na bloga)

                                          

niedziela, 28 czerwca 2015

15. "Harry has sent you a gift"

 Obudziłam się niewyspana. A jak mogłoby być inaczej? Przecież mój tępy umysł podsunął mi wczoraj pomysł abym w nocy podsłuchiwała i mieszała się w nie swoje sprawy! Ale w sumie... to są moje sprawy. Może nie znam tych ludzi zbyt dobrze (chociaż z Niallem już się całowałam, a Meghan pocieszałam jak własną przyjaciółkę) to traktuje ich jak rodzinę. Prawdziwą rodzinę, która nigdy mnie nie zawiedzie, nie tak jak szanowny Pan West (czytaj: mój ojciec).
 Otrząsnęłam się jakoś po porannym nieładzie. Spojrzałam na ekran swojego telefonu. Widniała tam wiadomość od Meg. "Jakby mój narzeczony mnie szukał, to jestem w sklepie... Po pieczywo na śniadanie." Hmm, no cóż, myślę, iż dla Nialla to będzie wystarczający argument.
 Poczłapałam do łazienki w celu szybkiego, porannego prysznica. Rozebrałam się i weszłam pod ciepłu strumień wody, który powoli orzeźwiał moje ciało. Wyszłam i wytarłam się w ręcznik. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Czasem zastanawiam się dlaczego nie mam kompleksów... Przecież nie jestem jakąś miss.
Ubrałam się prędko i zaczęłam robić sobie makijaż.
 Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Chciałam odpowiedzieć, że zaraz wychodzę albo coś podobnego, ale coś nie kazało mi się odezwać.
 -Meghan, jesteś tam?-spytał Niall stojący za drzwiami łazienki. Nadal milczałam. Nie wiem co skłoniło mnie do trwania w ciszy, ale coraz bardziej mi się to podobało... I na dodatek, znów moje wścibstwo zwyciężyło.-Wiem, że pewnie jesteś obrażona na mnie po wczorajszym, ale... Może sex na zgodę?-spytał. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
 Przekręciłam zamek i wyszłam do blondyna.
 -No nie wiem... Kusząca propozycja, ale jakby Harry się dowiedział... Uhuhu, to by było!-zaśmiałam się. Chłopak stał zdezorientowany i zawstydzony z wielkimi oczyma wpatrując się we mnie niczym w ducha. Chyba nie spodziewał się mnie. Możliwe, że mogłam go trochę speszyć.
 -Gdzie jest Meg?-spytał. Jego twarz była czerwona niczym jedna z najdorodniejszych wisienek. Był słodki, jak się peszył.
 -Poszła do sklepu po jedzenie na śniadanie.-odparłam obojętnie.
 -Śniadanie? To nawet lepsze niż poranny sex!-wykrzyknął podekscytowany. Spodziewałam się takiej reakcji. No bo co jest lepsze od śniadania? Chyba tylko obiad i kolacja.-Widzieć jak Meg robi śniadanie... Czego chcieć więcej?-mruknął rozmarzony.
Hmm, pomyślmy... Harrego?


 W końcu nadszedł ten wyczekiwany przez większość ludzi czas. Gdzie wszyscy w domu i na ulicy krzyczeli sobie "Wesołych Świąt!". Dokładnie, Wigilia Bożego Narodzenia. Dla większości okres magii, pojednania, dzień kiedy najwięksi wrogowie zakopują topór wojenny aby życzyć sobie wszystkiego najlepszego.
W moim rodzinnym domu za każdym razem od śmierci mamy wyglądało dokładnie tak samo. Ojciec zostawał w pracy do rana, chociaż nie musiał. On po prostu tego chciał. Nie liczyłam się dla niego. A co wtedy robiłam? Zostawałam z naszą gosposią, która każdego roku gotowała dwanaście przepysznych potraw z nadzieją, że zjem je z moim ukochanym tatą. Ja zamiast spróbować chociaż jedno z pyszności zatapiałam swe smutki w pizzy. Wysyłałam gosposię do domu prędzej niż powinna aby chociaż jej dzieci miały udane święta, z matką i rodzinnym ciepłem. Nie tak to wszystko powinno wyglądać. Nie tak...
 -Nie ma pizzy?-jęknęłam przyglądając się daniom przygotowanym przez samą Meghan Charms. Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo i dalej zawzięcie kuła metalowym drucikiem makowiec, który wyglądał już na upieczony.
 -Nie ma tutaj twojego ojca Chanel.-pocieszyła mnie klepiąc po ramieniu.-Możesz z nami spokojnie spędzić te wyjątkowe dni. Rodzinnie.
 -To znaczy, że niedostane tej pizzy?-kontynuowałam. Meg tylko głośno westchnęła.
 -Ty jesteś głupia czy głupia?
 -To tak jakbyś spytała Nialla czy jest głodny.-powiedziałam uśmiechając się.
 -Ktoś tu coś mówił o mnie?-spytał się blondyn jak na zawołanie wchodzący do kuchni. Pocałował pichcącą ostatnie dania dziewczynę i skupił uwagę na jedzeniu stojącym na kuchennym blacie.
 -Meghan mówi, że nie będzie pizzy.-wyżaliłam się zakładając ręce na piersi.
 -Jak to nie będzie pizzy?-spytał równie przejęty chłopak. Nie wiem czy on przeżyje tak bolesną informację. Czuję, że to złamie mu serce.-Święta bez tego to jak nie święta...
 -Czy wyście wszyscy powariowali? Jak dzieci w przedszkolu! Mam was porozstawiać po kątach?-spytała wyraźnie rozdrażniona.
 -Nie wiem na, które pytanie mam odpowiedzieć...-zachichotał jej narzeczony.
 -Niall do pokoju ubrać się w jakieś porządne ciuchy! Chyba nie masz zamiaru cały dzień paradować w slipkach?- nie wiem co dla niej znaczy pojęcie porządne ciuchy, bo dla mnie to raczej pojęcie względne.-A ty Chanel, masz nakryć do stołu i pomóc mi przy wykańczaniu ciast.-rozkazała.
 -Tak jest Pani Charms!-wykrzyknęłam i zabrałam się do roboty.


 Zjedliśmy przepyszną kolację naszej skromnej kuchareczki Meghan i zaczeliśmy sprzątać ze stołu. Nagle Niall zatrzymał mnie i Meg i wskazał na krzesła abyśmy usiadły. Posłusznie zrobiłyśmy to.
Zza pleców wyjął dwie paczki.
 -Harry wysłał ci prezent.-oznajmił i podał mi starannie owinięte pudełko. Otworzyłam je i zobaczyłam, że coś na samym dnie się świeci. Wyciągnęłam interesujący mnie przedmiot i zobaczyłam srebrny pierścionek z przyczepioną do niego małą karteczką "Nie mogę się doczekać, kiedy znów będę mógł cię przytulić i zaciągnąć się słodkim zapachem twoich perfum." uśmiechnęłam się na treść liściku i odwróciłam go na drugą stronę. Zauważyłam tam kolejny napis "A tak w ogóle to Wesołych Świąt ~Twój Harry"
 -Dziękuje Niall!-usłyszałam radosny krzyk dziewczyny i kątem oka zauważyłam jak rzuca się  na blondyna. Coś mnie ominęło?
 -Co jest?-spytałam.
 -Nie ważne.-odparła uśmiechnięta.-Lepiej powiedz co ty dostałaś.-pokazałam jej prezent, który dostałam od Harrego, ta tylko rozwarła szeroko usta ze zdziwienia.-Nie uważasz, że on wygląda jak pierścionek zaręczynowy? On ci się oświadczył, Chanel!-pisnęła uradowana.
 -Oświadczył?
____________________________________________
Merry Christmas w lipcu! No dobra... jest jeszcze czerwiec... ale to nie zmienia faktu, że mamy święta! W opowiadaniu rzecz jasna.
Czekam na komentarzeeeeeeee. :)
P.S. No i miłych wakacji, oczywiście.
P.S.2 Mam już szablon na nowego bloga! Jestem taka podekscytowana!

niedziela, 21 czerwca 2015

14. "You know all about her"

 Stałam na dworze tępo wgapiając się w miejsce, w którym przed chwilą stał Harry. W życiu nie pomyślałabym, że mogłabym za nim tęsknić. Poczułam kłucie w brzuchu. To tak objawia się ta choroba? Tęsknota, tak? Można na nią umrzeć. Cholera, jestem jeszcze za młoda żeby umierać i to jeszcze z tęsknoty.

Jestem Chanel West i zaczynam tęsknić za pieprzonym Harrym Stylesem.

 -Chodź już do domu.-wyrwała mnie z zamyślenia Meghan.-Robi się chłodno, jeszcze się przeziębisz...-powiedziała cichym głosikiem. Przytaknęłam, ale wciąż stałam nieruchomo w miejscu.
 -Nie martw się, wróci.-położyła mi dłoń na ramieniu.-A ty nie kiwaj mi tu głową, tylko chodź już.-zachichotała i pociągnęła mnie za rękę mimo iż protestowałam. Może przy niej nie będę myślała o przystojnym brunecie, który w dziwny sposób podbił moje serce.
 Razem weszłyśmy do całkiem przytulnego i ciepłego budynku. Przeszłyśmy przez długi korytarz i pierwsze co napotkałyśmy po drodze była niewielka, różowa kuchnia. Mogłam się domyśleć kto ją urządzał... Była taka kobieca. Wiadomo kto rządzi w tym domu.
 Mimo, że serce domu było nie w moim stylu, było po prostu urocze. Wszystkie szafki i akcesoria pod nie, miały lekki pudrowy kolor i z tego jak były wykonane mogłam wywnioskować, iż ktoś przy nich musiał się porządnie napracować. Na każdych drzwiczkach szafeczek było wyryte "M&N". Co prawdopodobnie było od ich imion. To słodkie.
 -Kiedy obiad, cukiereczku?-spytał blondyn, siedzący dzielnie przy kuchennym blacie i liczący ile jabłek zostało w koszyku.
 -Niall!-zbeształa go.-Chciałabym spędzić trochę czasu z Chanel, dopiero co przyjechała.-wyjaśniła. Otworzyła jedną z wielu szafek i wyciągnęła z niej batonika. Rzuciła nim w stronę obrażonego chłopaka i posłała mu pocieszający uśmiech. Blondynek bez najmniejszego wahania zaczął spożywać przekąskę. -Mogę z nią trochę porozmawiać?-spytała słodko.
 -O czym? Przecież wiesz o niej wszystko.-mruknął przeżywając ostatni kęs batonika i rzucając papierek w stronę kosza na śmieci. Trafił. Skubany.
 -Ale tylko od Harrego. Chciałabym aby powiedziała mi coś od siebie.-wyjaśniła zmęczona.
 -Zdaje się, że ja też wiem o tobie wszystko.-powiedziałam do Megan, która tylko cicho jęknęła i wymieniła się z Niallem porozumiewawczym spojrzeniem. Już drugi raz dzisiaj! O co chodzi?-Kilka godzin z Horanem wystarczy aby wiedzieć o tobie wszystko.-dziewczyna odetchnęła z ulgą i lekko się uśmiechnęła. Myślała, że tego nie widziałam?
 -O co chodzi?-spytałam badawczo przyglądając się jej.-Widzę waszą reakcję, gdy wspominam, że wiem o tobie wszystko.
 -Bo...
 -To nic ważnego.-przerwała swojemu narzeczonemu wyraźnie speszona całą sytuacją.-Może lepiej oprowadzę cię po domu.
 -Ja to zrobię.-wyrwał się blondyn.-Ty lepiej rób ten obiad, cukiereczku.-uśmiechnął się w stronę dziewczyny.
Cukiereczku? Poważnie?!Jeśli tak wygląda pierwszy dzień z nimi nie chcę wiedzieć jak z nimi wytrzymam.

 Z mojego głębokiego, przyjemnego snu obudziły mnie czyjeś krzyki. Jak to w noc, w moim pokoju panowała ciemność.
 Sięgnęłam ręką w stronę lampki usiłując znaleźć przycisk aby ją zapalić. Niestety lampka wylądowała na podłodze. Przeklęłam pod nosem i rzuciłam się na podłogę bez zbędnego światła. Doczołgałam się do schodów, wstałam i próbowałam usłyszeć oraz zobaczyć co dzieje się na dole. W kuchni, na jednym z krzeseł siedziała rozżalona Meghan, a obok niej stał najwyraźniej nie w humorze Niall.
 -Znów negatywny!-jęknęła z wyrzutem dziewczyna. W jej głosie słyszałam jakby zaraz miała puścić wszystkie swoje hamulce i po prostu się rozpłakać. Tylko, co jest negatywne?
 -Wiedziałem! Po prostu, wiedziałem!-mruknął rozdrażniony.-To pewnie przez te piguły, które bierzesz rano!-naskoczył na dziewczynę.-Przyznaj się! Nie chcesz tego dziecka, prawda?
 -Tłumaczyłam ci, że to wapno.-Meg wstała i ze łzami w oczach przybliżyła się do wściekłego blondyna, który od potęgującej się w nim złości nie mógł usiedzieć na miejscu i wciąż tylko chodził w tą i z tamtą.-A może to ty strzelasz ślepakami?!-wyrzuciła w końcu.
 Zabolało... To był cios poniżej pasa. Najgorsze co można powiedzieć mężczyźnie. Nie wiem jak ja zareagowałabym na jego miejscu.
 Niebieskooki usiadł na krześle i oparł głowę rękoma.-Przepraszam... Nie powinnam...-pisnęła zachodząc go od tyłu.
 -Nie, to moja wina.-odparł cicho.-Znowu nam się nie udało i to nie jest niczyja wina.-przytulił ją mocno.
 Widząc to aż zrobiło mi się ciepło na sercu.
Już wszystko było dobrze. Nikt nikogo nie chciał zabić, a ja mogłam spokojnie udać się spać.  Chciałam niezauważenie przemknąć do swojego pokoju, ale niestety moja nieudolność mi na to nie pozwoliła.
Zrobiłam krok do przodu, ale nie zauważyłam jednego stopnia schodów. Konsekwencją było to, że wywróciłam się robią przy tym ogromny huk, który (na moje nieszczęście) usłyszała para. Z resztą... jak takiego hałasu można było nie usłyszeć?
 Meghan zobaczywszy mnie zaszkliły się oczy, a Niall patrzył na mnie zabójczym spojrzeniem. Prędko pobiegłam przytulić dziewczynę, a ona zupełnie wypłakała się w moje ramiona.
 Dziecko... To ich zmartwienie. Przecież są cudownymi ludźmi nie muszą się tym przejmować, z pewnością w końcu im się uda, a nawet jeśli nie to życie toczy się dalej. Nie można stać w miejscu.
 -Nie martw się. Jesteś piękną, młodą dziewczyną, będziecie mieć jeszcze gromadkę maluchów!-zapewniłam ją.-Każde będzie tak piękne jak ty, i tak czułe jak Niall.-uśmiechnęłam się do niej. Oczywiście, że miałam rację. Kto jak nie ja, lepiej wie wszystko?
 -Naprawdę?-pisnęła, przerywając szlochanie.
 -Naprawdę.-odparłam jeszcze raz najmocniej jak tylko mogłam przytulając ją do siebie.-Meg?-zaczęłam intensywnie patrząc w jej oczy.
 -Co?-spytała przestraszona.
 -Będę mogła być chrzestną?
 -Oczywiście!-krzyknęła uradowana.
 To będzie najcudowniejsza rodzina jaką znam, a ja tego dopilnuje. Nie ma innego wyjścia.
Teraz jedyne co pozostaje mi do odczucia pełnego szczęścia to czekanie na Harrego.
Jak bardzo chciałabym usłyszeć teraz jego głos...
 Tęsknie..
_____________________________
No to macie typowy dzień z życia Pani Charms i Pana Horana. Czyż nie cudowna z nich para? Zastanawiam się czasem czy nie lepsza od Chanel i Harrego.
Macie w tym rozdziale kłótnie, tęsknotę i radość, czego chcieć więcej? :D
WAŻNE!
Mam dla was dwie wiadomości, dobrą i złą. Może zacznę od złej... Zła wiadomość jest taka, że blog "Anyhow, from here you won't escape" niedługo dobiega końca. Tak, tak... Razem z epilogiem pojawią się jeszcze trzy rozdziały i zakańczam bloga. A dobra jest taka, że rozpoczynam nowe fanfiction o Niallu, które nazywać się będzie "Cripple" :) Od razu po epilogu na tym opowiadaniu pojawi się prolog na tamtym.
Mam nadzieję, że was trochę uspokoiłam... a może nawet nie musiałam.
Do zobaczenia! :)

poniedziałek, 15 czerwca 2015

13. "Chanel, you live!"

 Obudziłam się z przerażającym bólem głowy. Spróbowałam otworzyć oczy, ale gdy tylko to zrobiłam oślepiło mnie jasne światło. Zamrugałam kilkakrotnie, a kiedy w końcu oswoiłam się z jaskrawym światłem padającym wprost na mnie rozejrzałam się po pomieszczeniu.
 Byłam przypięta do jakichś kabelków, sama nie wiedziałam co to takiego. Nie było to jakąś zagadką, że znajdowałam się w szpitalu. Spojrzałam na prawą stronę łóżka, na którym leżałam. Siedział tam Harry, oparty głową o moje kolana. Trzymał luźno moją rękę i najwyraźniej spał.
 Poruszyłam delikatnie palcem u dłoni, którą trzymał brunet. Chłopak gwałtownie podniósł się do góry. Spojrzałam na niego spod przymkniętych powiek.
 Miał podpuchnięte oczy, sama byłam ciekawa ile czasu ich nie zmrużył. Wyglądał strasznie, ale w tamtym momencie tylko on był osobą, której potrzebowałam i cieszyłam się na jego widok.
 -Chanel, ty żyjesz!-wykrzyknął i przytulił mnie najmocniej jak potrafił po czym prędko się odsunął. Przetarł nerwowo twarz dłonią.-Przemyślałem sobie to wszystko. Wiem, że nie popełniłem w życiu wiele błędów...-ja też to wiem, ale czy to ma teraz jakiekolwiek znaczenie?-Jak tylko wypiszą cię ze szpitala odwiozę cię do domu, do ojca, a ja...-przerwał drżącym głosem.-pójdę na policję.-skończył pewny siebie.-Już nigdy nie wyrządzę tobie krzywdy, będziesz miała to o czego od samego początku chciałaś.
 Spojrzałam na niego z czułością. Wskazałam na miejsce, na którym jeszcze niedawno siedział i kazałam mu usiąść.
 -Tylko, że ja już nie chcę.-uśmiechnęłam się na tyle na ile pozwalało mi moje osłabione ciało.-Dom jest tam gdzie jestem z tobą.-zacytowałam jakąś książkę, która wyrażała dokładnie to o czym myślałam.
 Może to wszystko wydawać się dziwne lub nie, ale ja na prawdę go potrzebuję. To się chyba nazywa miłość, tak? Nie wiem kiedy i jak to sobie uświadomiłam, ale już wiem co czuje do tego człowieka. W końcu zrozumiałam, że mój dom jest w Australii z nim, a nie przy ojcu, który nie wiadomo czy w ogóle zorientował się, że mnie nie ma. Chcę z nim zostać, w końcu jestem pewna, że to wszystko co mnie spotkało nie było przypadkowe. Może i jestem ofiarą Syndromu Sztokholmskiego, ale szczerze mówiąc nie obchodzi mnie to teraz. Może to zabrzmi egoistycznie, ale najważniejsze jest moje szczęście, nasze szczęście. Chcę wrócić na to pustkowie, chcę tam żyć, kochać i trwać.
Może nie idzie zapomnieć o tym, że mnie uprowadzić, ale zawsze idzie wybaczyć. Wszystko co zrobił źle w głębi serca wybaczyłam mu tym co zrobił dla mnie dobrego.
Mówił do mnie żebym nigdy się nie poddawała, gdy on zrobił to dla mnie. Wiem, że zgłosiłby się na policję, a zrobiłby to na pewno z bólem w sercu.
 Chłopak rozpromieniał, a na jego twarzy zawitał wielki uśmiech. Przytulił mnie, jednak teraz aż zabrakło mi powietrza.
 -Uważaj bo mnie zgnieciesz.-zachichotałam.-Jak tylko mnie wypiszą jedziemy do domu, do NASZEGO domu.-oznajmiłam.
 -Nie tak prędko, moja panno.-zaśmiał się.-Myślisz, że przyjedziesz tam "od tak"?-skrzywiłam się lekko i dokładnie analizowałam każde jego słowo. Nic nie zrozumiałam.-Muszę wszystko przygotować na twój przyjazd. Jeszcze wiele na ciebie czeka.-uśmiechnął się nieznacznie.
 -Co takiego?
 -Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.-cmoknął mnie w policzek i uściskał moją dłoń.-Na ten czas pojedziesz do Nialla i Meghan.
Ale, jak to?
 -To wy nie jesteście w konflikcie? Przecież próbowałeś go zabić...-przypomniałam pamięcią sięgając do sytuacji zaistniałych, gdy Niall nas odwiedził.
 -Nigdy nie byliśmy pokłóceni. Zrozumiał mnie, sam zrobiłby to samo. Z resztą... pewnie już o tym nie pamięta. Po co rozpamiętywać takie drobnostki.-uśmiechnął się.
Jeśli próba zabicia kogoś jest drobnostką to nie mam nic przeciwko. Rozumiem to. Szczerze? Nie, nie rozumiem.
 -Pójdę ci po wodę. Czekaj tu na mnie.-skierował się w stronę drzwi.
 -Dobra rada. Lepiej się pospiesz bo jeszcze ci ucieknę.-odparłam sarkastycznie spoglądając na różne urządzenia podłączone do mojego ciała. Zielonooki tylko uśmiechnął się pod nosem i wyszedł zostawiając mnie samą.
 Właściwie to gdzie ja byłam? Wydaje mi się, że wciąż w Australii tylko w jakimś bardziej zaludnionym miejscu, w którym są szpitale, sklepy i domy.
Za oknem usłyszałam dźwięk odpalanego samochodu. Jejciu, jak strasznie denerwujący jest ten odgłos. Drażni każdy element mojego ucha kończąc na mózgu, który aż buzuje od tego hałasu. Cisza. Gdzie się podziała ta cisza, ja się pytam? Zaczął mnie denerwować nawet dźwięk tykającego zegara! Tylko, że... w moim pokoju nie było zegara... Chyba słyszałam go z sali obok. To przerażające. Dobrze, że w pomieszczeniu, w którym się znajdowałam nie było nikogo oprócz mnie, chyba dostałabym szału jakbym musiałam słuchać czyjegoś gadania albo, nie daj Boże, chrapania.
 Nim się obejrzałam do pokoju wparował Harry. Miał ze sobą butelkę wody i gazetę, którą od razu rzucił na stolik obok mojego łóżka.
 Uświadomiłam sobie, że jeszcze nie pytałam czy ktokolwiek próbował mnie odnaleźć, czy tata wciąż za mną tęsknił.
 -Ojciec mnie szukał?-spytałam z koncentracją wbijając wzrok w bruneta.
 -Nie... To znaczy tak... Z resztą... Co ja ci będę opowiadał, sama zobacz.-rzekł podając mi do rąk już wcześniej wspomnianą gazetę. Przekartkowałam parę stron aż w końcu znalazłam coś co przykuło moją uwagę.
 -Co to ma znaczyć?!-spytałam pokazując na artykuł w gazecie.
Co tam znalazłam? Otóż oczywiście było napisane kto, gdzie i kiedy zaginął, ale obok ów tekstu pojawiło się moje zdjęcie... sprzed dziesięciu lat! Gdy byłam jeszcze małą dziewczynką, a mój wygląd kompletnie różnił się od dzisiejszego. I co to miało oznaczać? Może to jakiś żart. Żart, tak? Mój tatuś robił sobie ze mnie jaja, albo po prostu nie chciało mu się szukać córeczki.-Zrobił to dla zysku, tak? Miał na tym zarobić?
 -Jest coś co twój ojciec zawsze kochał od ciebie bardziej. Pieniądze.-wyjaśnił.-Pewnie rozumiesz. Współczucie, rozgłos, zysk. A jego maleńkiej dziesięcioletniej córeczki ani nie widać ani nie słychać.
 No tak. To było bardzo prawdopodobne. Z resztą, czego ja miałam się spodziewać?  Nigdy nawet nie tknąłby palcem abym była znów przy nim. Wiecie co? Pieprzyć go! Pieprze go i to całe bezwartościowe życie, w którym kiedyś tkwiłam. Już nie chcę tego. Zaczynam od nowa, z czystą kartą. Cieszę się z tego, jestem cholernie dumna z siebie. I niech tak już zostanie.
 Do sali zawitała niewysoka blondynka, trochę nieco po trzydziestce z promiennym uśmiechem na twarzy. Wyglądała na sympatyczną.
 -O! Już się Pani wybudziła.-spostrzegła słusznie.-Dlaczego nas Pan nie powiadomił?-zwróciła się do Harrego, który zbytnio nie przejawiał nią zainteresowania.
 -Przepraszam, ale zupełnie o tym zapomniałem. Bardzo długo czekałem aż w końcu będę mógł zobaczyć jak otwiera oczy by na mnie spojrzeć.-odpowiedział wzrok wbijając we mnie. Zarumieniłam się a pielęgniarka się zaśmiała.
 -Proszę teraz wspierać żonę, ona teraz najbardziej Pana potrzebuje.-rzuciła na odchodne i wyszła.
 -Żona?-spytałam uśmiechając się nieco.
 -Zrobiłbym wszystko aby tylko móc być przy tobie.


 Minęło kilka dni. W końcu mogłam wyjść ze szpitala. Miałam pojechać do Nialla i Meghan i spędzić tam trochę czasu. W mieście... W DUŻYM mieście.
Czy jestem szczęśliwa? Nie, dopiero, gdy wrócimy do naszego domu będę w pełni szczęśliwa.
 -Ubierz się, jest zimno.-powiedział chłopak wyprowadzając mnie ze szpitala. Moim ciałem zawładnęła fala zimna.
Skubany, miał rację!
 -Który mamy miesiąc?-spytałam jednocześnie okrywając się kurtką Harrego, która wisiała na mnie niczym sukienka.
 -Grudzień.-odparł.-Dokładnie dwudziesty grudnia.


 Droga do domu Nialla strasznie mi się dłużyła. Co chwila jakieś postoje, korki. Dopiero gdy lecieliśmy samolotem mogłam trochę odpocząć. Mimo tego, iż spędziłam kilka ostatnich dni leżąc w szpitalnym łóżku byłam bardzo zmęczona i osłabiona.
 Po kilkunastu godzinach w podróży w końcu dotarliśmy pod dany adres. Zza szyby taksówki zauważyłam prześliczny, skromny budynek. Tak jak się domyślałam, był to ich dom.
 Harry wyszedł prędzej z auta aby otworzyć mi drzwi i gdybym zasłabła, podać mi rękę. Wysiadłam z samochodu i stając na równych nogach rozejrzałam się po okolicy.
 Było tam tak pięknie! To nie było zaludnione centrum miasta. Dookoła rozciągały się lasy, a niedaleko domu Nialla stały jeszcze dwa podobnie urocze budynki.
Tutaj wszystko było takie spokojne, a czas rozciągał się jak guma do żucia. Sekundy płynęły jak morze, a ja kołysałam się wokół nich jak jedna z boj.
 Wokół mnie rozbrzmiał pisk biegnącej w moją stronę dziewczyny. Z całą siłą naskoczyła na mnie i mocno przytuliła.
 -Już jesteście!-wykrzyknęła. To, że jesteśmy to nawet tak głupia osoba jak ja wie.-Tyle czasu czekałam aż będę mogła cię przytulić, Chanel.-jej radość biła na kilometr.
 -A ty jesteś pewnie Meghan?-spytałam, choć to pytanie było bardziej retoryczne. Dziewczyna przytaknęła. Kątem oka zauważyłam blondyna wychodzącego z drzwi domu i uśmiechającego się lekko w moją stronę. -Wiele o tobie słyszałam...
 -Naprawdę?-pisnęła uradowana.
 -Czasem zastanawiam się czy aby nie wszystko.-dziewczyna wymieniła się porozumiewawczym spojrzeniem z Niallem. Nie wiedziałam co to miało znaczyć i nawet nie chciałam wiedzieć.-Wiem, że lubisz małe pieski, wiem, że bezpośrednio po pomalowaniu sobie ust nie pijesz żadnych soków, a twój ulubiony kolor lakieru do paznokci to miętowy.-wyjaśniłam.
 -Ale przyznasz, że jest śliczny?-jęknęła patrząc na swoje pomalowane paznokcie.
Już kocham tą dziewczynę! Może i była głupiutka (albo po prostu na taką wygląda), ale za to jaka urocza!
 Harry odchrząknął znacząco. Dopiero wtedy zauważyłam, iż wciąż tam jest. Co cóż chyba będzie trzeba się pożegnać... ale tylko na chwilę.
 Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego tors. Zaciągnęłam się znajomym zapachem, który towarzyszył mi zawsze przy nim. Już wtedy wiedziałam jak będę za nim tęsknić.
 -Nim się obejrzysz będę przy tobie.-wyszeptał. Spojrzał w moje oczy i pocałował w czoło. Oderwał się ode mnie. Spojrzał na obserwującą nas parę.-A wy opiekujcie się nią.-zwrócił się do nich.
 -Lepszej opieki nie będzie miała nigdzie! To oczywiste jak to, że nikt nie lubi kawioru!-zapewniła Meghan.
 -Ej, ja lubię kawior!-wtrącił z wyrzutem Niall.
 -Shhhh.-przyłożyła blondynowi palec do ust.-To miało go uspokoić, głupku!
 Zaśmiałam się tylko pod nosem słysząc ich zabawną wymianę zdań. Przesłałam Harremu przelotny pocałunek i pokiwałam na pożegnanie, gdy ten wsiadał do taksówki.

 Nie mówię do widzenia, mówię do zobaczenia.
____________________________________
Już znacie odpowiedź na pytanie czy Chanel przeżyje. Poznaliście w tym rozdziale także Meghan. Jak podoba wam się ta postać? Jest według was pozytywna czy nie sprawiła na was dobrego wrażenia?
Komentujcie, kochani. 

niedziela, 7 czerwca 2015

12."Trust me, please"

 Ubrałam się i opuściłam dom. Musiałam się pooddychać świeżym powietrzem po tym wszystkim.
Z jednej strony nie wiem jak mogłam być tak głupia żeby zrobić coś takiego, ale z drugiej całkowicie siebie rozumiem. Ja... Mnie chyba naprawdę coś łączy z tym człowiekiem...
 Pamięcią sięgnęłam do naszego pierwszego spotkania. Właśnie wtedy poczułam się przy nim naprawdę bezpiecznie, gdy uratował mnie od bandytów. I co z tego, że to wszystko było na niby? Dał mi cholerne odczucie, że nigdy mnie nie zostawi i że, gdy jestem z nim mogę zawsze czuć się bezpieczna. Dobrze jest mieć kogoś przy kim nie będzie odczuwać się paraliżującego strachu.
 Mózg przywołał również moje drugie zetknięcie z Harrym. Gdy z pełnym spokojem zakomunikował mi, iż jesteśmy w domu. Najdziwniejsze jest to, że czuje jakby to właśnie było moje miejsce... Chyba właśnie to przeraża mnie najbardziej... Świadomość, że jest mi tu dobrze i tak naprawdę mam wszystko czego zapragnę, również Harrego.
 "I tak stąd nie uciekniesz"-dokładnie te słowa wypowiedział do mnie, gdy daremno próbowałam uwolnić się z tego miejsca. Wciąż brzęczy mi to w uszach, jakbym musiała to sobie dokładnie zakodować w pamięci. Czyż to nie może być prawdą?
 Tak naprawdę nigdy nie chciałam go skrzywdzić poważnie... Nie potrafię  patrzeć, gdy komuś dzieje się coś złego, a co dopiero jeszcze się do tego przyczyniać. Myślałam, że się przestraszy, zmięknie i wtedy odwiezie mnie do domu.
 Dbał o mnie jak tylko mógł, karmił mnie, sprzątał, chociaż dobrze wiedział, że to mu nie wychodzi. Kurczę, ten człowiek byłby w stanie zabić dla mnie! Nie ważne czego bym nie zrobiła, on i tak mi wybaczy. To czasem mnie przeraża bo niewielu ludzi tak potrafi... w sumie to oprócz Harrego nie znam nikogo takiego. Hm, może to dla tego, że nie mam znajomych. Ale Styles też ich nie ma więc jesteśmy kwita. No dobra, jeszcze jest Niall, ale on się nie liczy. W końcu nie wszyscy przyjaciele celują do siebie lufą pistoletu.
 Zdarzały się też dobre chwile. Cholerka, aż wstyd się do tego przyznać, ale to prawda! A jaki jest mądry! Te jego opowieści o zwierzętach... I co z tego, że nie ich nie zapamiętałam? Ale właściwie... jeśli teraz o tym myślę to znaczy, że jednak coś zapadło w moją pamięć. Ha, punkt dla Chanel!
 Zaskakiwał mnie, i to nie raz. Myślałam, że przywozi tu swoje młode ofiary, gwałci je, a potem zabija i chowa w jakiś swoim "kąciku trofeum", a on w tym czasie beztrosko brzdąkał sobie na gitarze. Czy to normalne? Otóż nie, to nie normalne, ale już chyba zdążyłam przywyknąć, że tutaj dzieją się rzeczy, które nie śniły się największym uczonym tej Ziemi.
 Podejrzewam, że zawsze miał wyznaczone sobie jakieś cele, do których zawzięcie dążył. Nie wiem jaki ma teraz wyznaczony, ale być może niedługo się dowiem?
 Czy to źle, że był ze mną wtedy, gdy było mi źle? Gdy śniło mi się coś złego albo znów miałam go serdecznie dość i potrzebowałam się poważnie napić? Czy to wszystko naprawdę jest aż takie złe? Wydaje się, że nie, ale już sama w to wątpię.
 Może czasem był dziwny...

Dziwny? Kobieto, to przecież wariat!

No dobra czasem bywa nad wyraz inny. Ale inność też ma swoje dobre strony, nieprawdaż? A to, że lubił towarzystwo skał czy różnego typu kamieni, to przecież nic nadzwyczajnego... Czy tylko ja tak uważam?!

Tak, Chanel, tylko ty.

Mi już totalnie odbija! Chyba słońce niezbyt dobrze działa na mój mózg. O ile go mam...
 A tak nawiasem mówiąc to jest całkiem dobry... w tym... no wiecie... Chociaż nie mam jak tego porównać, to jednak uważam, że mój pierwszy raz był całkiem... hm, no ten... dobry. Był wyjątkowy. Właśnie tak to sobie obmyślił. Żeby wszystko wyszło idealnie. W sumie to... udało mu się.


 Było wczesne popołudnie. Przystanęłam aby poobserwować jak wiatr kołysze pojedyncze liście tutejszych roślin. Oglądanie ich pochłonęło mnie do tego stopnia, że od wiatru hulającego w tę i tamtą sama zakołysałam się stojąc na równych nogach. Poczułam się jak jedna z tych uschniętych roślinek korzeniami wbitymi w suchą pozbawioną wody ziemię. Dzięki temu wiedziałam wszystko co dzieje się dookoła. Słyszałam, czułam i widziałam wszystko co działo się bezpośrednio obok mnie.
 Gdzieś w oddali przepełznął gad. Zadrżałam na samo wspomnienie o łuskowatych zwierzętach.
 Poczułam wibracje obok mnie, ziemia się zatrzęsła. Nagle obudziłam się z transu, w którym poczułam się jak część tego pustynnego świata i obróciłam się aby spojrzeć w dal.
 Ujrzałam Harrego, który zmierzał w moją stronę. Nie spuściłam z niego wzroku nawet na chwilę.
  -Chanel...-zaczął.

 -Już jest okej.-przerwałam zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Posłałam mu motywujący uśmiech.-Nie masz się czego obawiać.
 Chłopak objął moją rękę i splótł nasze palce. Miał takie ciepłe dłonie... znowu!
 -Popatrz!-wykrzyknął prędko. Wskazał na dwa przemieszczające się punkciki. Wzruszyłam ramionami.-Są zaciekawione nami. Jeśli będziemy wykonywali spokojne ruchy na pewno tu przyjdą!-powiedział entuzjastycznie.
Ale kto? Ludzie?
 Spojrzałam na niego krzywym wzrokiem. Chłopak poruszył bezdźwięcznie ustami. Z tego co udało mi się wyczytać (choć nie jestem w tym najlepsza) z ruchu jego warg, zrozumiałam: "Kangury".
 Co to, to nie! Po moim trupie!
Próbowałam jakoś bezszelestnie się wyrwać, ale gdy tylko podejmowałam się tego chłopak coraz mocniej zaciskał rękę na mojej dłoni.
 -Nie rozumiesz, że boję się tych zwierząt? One... one na pewno mi coś zrobią. Zabiją mnie albo jeszcze gorzej...-wyjąkałam.
 Chłopak spojrzał na mnie z czułością.
 -Zaufaj mi, proszę... A obiecuję, że cię nie zawiodę.-uśmiechnął się zerkając na moje oczy i pocieszając mnie swoim uśmiechem.
 Harry miał rację, zwierzęta zainteresowały się nami. Były coraz bliżej nas, a ja zaczęłam odczuwać ich tupotanie o ziemię,

 Zamknęłam na chwilę oczy z obawą przed tymi wielkimi bestiami, a gdy je otworzyłam ich czarne ślepia wlepiały się we mnie z zaciekawieniem.
 Cicho pisnęłam. Byłam przerażona.
Zauważyłam jak brunet zbliża rękę do zwierzęcia, a chwilę potem głaszcze je po czuprynie. Uśmiechnął się do mnie lekko i delikatnie złapał moją drobną dłoń i spróbował wyciągnąć ją w stronę kangura. Wielkie stworzenie obwąchało mnie i podeszło jeszcze bliżej nas.
 -Możesz go pogłaskać.-powiedział wyciszonym głosem kierując moją rękę do niebezpieczeństwa.
 -Nie rób tego!-wrzasnęłam.
Zwierze przestraszyło się moim gwałtownym odruchem. Próbowało uciekać, ale nie miało jak, gdyż ja i Harry osaczaliśmy go. Nie mając innego wyjścia kangur wyskoczył w moją stronę popychając mnie z całą siłą na ziemię. Upadłam, głową uderzając o skałę. Zabolało.
 Dotknęłam tył głowy ręką i spojrzałam na nią. Krew...
 To wszystko działo się tak szybko. Poczułam jak robi mi się słabo, a cały świat wiruje. Przed moimi oczyma zapanowała ciemność. Wydawało się jakby wszystkie moje zmysły przestały działać, a ja sama powoli odpływała z tego świata.
 Poczułam jak ktoś bierze mnie na ramiona, a potem układa na fotelu. Chyba byłam w samochodzie.
 -Błagam, Chanel, nie rób tego! Nie zasypiaj. Nie rób mi tego!Nie zamykaj oczu. Proszę, zostań!

 Nie mogłam tego zrobić.

 Przepraszam, Harry.
____________________________
Hmm, uważam, że ten rozdział wyszedł mi całkiem dobrze :)))) Na samym początku trochę powspominałam wszystkie rozdziały.  To jak myślicie, Chanel przeżyje czy umrze?
Komentujcie, komentujcie! Chcę znać wasza opinię.


niedziela, 31 maja 2015

11. "About love"

 Było późne popołudnie. Moje włosy swobodnie tańczyły na wietrze, tak jak im zagrał, a ja przechadzałam się po okolicy.
 Może akurat znajdę jakieś wyjście z tej pułapki? Ale czy aby na pewno jeszcze chcę się uwolnić? Czy chcę wrócić do tego świata, w którym cały czas żyłam? Chyba powinnam jeszcze zawalczyć. W końcu walczyć trzeba zawsze do końca.
Ukradkiem zauważyłam maleńką postać szwendającą się w pobliżu.
Skąd wiedziałam, że to Harry? Może stąd, że tutaj nie było nikogo innego oprócz naszej dwójki...
 Chłopak stał przy jakimś nie dużym głazie i rzucał w niego kamyczkami.
Stanęłam niedaleko niego nie wydając z siebie nawet najcichszych dźwięków.
Najwyraźniej nie zauważył mojej obecności, gdyż nie odwrócił się, a głaz wciąż był obsypywany pojedynczymi kamieniami.
 -Powiedz mi stary, co ty robisz, że laski tak na ciebie lecą?-spytał się kawałka tego twardego wymysłu natury.
 -Lecą, bo nimi rzucasz.-spostrzegłam słusznie lekko uśmiechając się w jego stronę. Brunet gwałtownie odwrócił się w moją stronę z dezorientowaną miną.
Widziałam jaki był spięty. Chyba chciał się uśmiechnąć, ale zamiast uśmiechu wyszedł mu na twarzy nieprzyjemny grymas.
 -Długo tu byłaś?-spojrzał na mnie ze skupieniem.
 -Wystarczająco.-odparłam podchodząc bliżej do niego i do jego przyjaciela.
 -Pewnie myślisz, że mi odbiło?-zadarł pytająco brwi.
 -Troszeczkę...-wydusiłam z siebie i posłałam mu pocieszający uśmiech.
 -Tylko na niego popatrz... jest taki twardy. Żadna kobieta go nie złamie.-wyjaśnił całkiem poważnie. Na mojej twarzy od razu pojawiło się rozbawienie.
Zazdrościł mu? Jego łamią kobiety? Może ja go złamałam? Jestem silna, ale sama z siebie nie stłukłabym mu nawet ręki...
 Spojrzałam na niego spod moich długich rzęs.
 -Jeśli rzucałbyś w niego jeszcze trochę to pewnie któraś z nich by go zraniła.-rzekłam podążając tropem jego myślenia, które swoją drogą nie było normalne. Do jasnej cholery, on rozmawiał z kamieniem!
 -Mówisz moim językiem.-spostrzegł.-Nie sądziłem, że kiedykolwiek mnie zrozumiesz... Czy w ogóle będziesz chciała mnie zrozumieć. Przecież jestem dziwny! Uprowadziłem cię, zapomniałaś?
Tak nagle mi o tym przypomina? Przecież o tym wiem. Tak naprawdę cały czas go rozumiałam... w sumie to jest tak samo dziwny jak ja, i zdążyłam do tego przywyknąć.
-Jesteś wariatem. Cieszę się, że ty też to zauważyłeś.-uśmiechnęłam się zadziornie.
Lecz tak na prawdę tylko wariaci są coś warci. Czy Harry jest? Czy jest warty mojego ślęczenia tu?
W moich marzeniach to wszystko inaczej wyglądało... Moje życie było lepsze. Hmm, jakby to nazwać... byłoby po prostu inne. Myślałam, że spotkam uroczego chłopaka, który na samym wstępie zawstydzony zapyta "Hej mała, chcesz takiego pedała?" No dobra, może z tym pedałem to trochę przesadziłam, ale to nie zmienia faktu, że moje pierwsze spotkanie z ukochanym byłoby wielkim przypałem, z którego moglibyśmy śmiać się po latach.
Wyobrażałam sobie jak mój ukochany pewnego dnia uklęknie przede mną i wypowie te trzy magiczne słowa. Nie.., i wcale nie chodzi o "Zawiąż mi buta".
Która nie pragnie prawdziwej, nieskazitelnej niczym diament miłości? Odpowiedź jest prosta, jak moja krzywa ściana w pokoju! Każda chce ją spotkać. Chociaż czasem nie każda może. Tak jak ja. Nawet najpiękniejsze dziewczyny na świecie czasem nie mogą znaleźć tego jedynego. A nie trudno wyobrazić sobie taką dziewczynę, hm, wygląda mniej więcej jak ja. I dlaczego takie ślicznoty są samotne albo nie daj Boże spotykają na swojej drodze takich chłopaków jak Harry?
A właśnie Harry!
 -Chanel?-wymachiwał mi przed oczyma rękoma. Spojrzałam na niego z poirytowaniem.-Jesteś jakaś nieobecna.-stwierdził.
 -Marzyłam.-ucięłam krótko.
 -O czym?
 -O miłości.
 -Byłem tam ja?-spytał jakby to było coś normalnego.
Niby mam marzyć o nim? Jak? Że kiedyś będziemy szczęśliwi i będziemy mieli gromadkę dzieci? Może jeszcze, że będę mu codziennie gotować obiadki, gdy on wróci z pracy? A no tak! Przecież to nie możliwe bo na tym cholernym pustkowiu nie ma zakładów pracy, a na dokładkę on jest jeszcze chorobliwie bogaty!
 -Żartujesz sobie.-prychnęłam. Chłopak spojrzał na mnie z żalem. Jego mina mówiła jakbym miała skłamać i powiedzieć "Tak, jesteś moim największym, nieosiągalnym marzeniem".


 -Serio nigdy nie myślałaś o mnie jak o osobie, o której można marzyć?-spytał ciężko wzdychając.
Zastanawiałam się ile jeszcze będzie mnie męczyć tymi głupimi pytaniami, na które i tak zna odpowiedź. Leżakowaliśmy na jego łóżku już od dobrej godziny, a on wciąż nie robił nic więcej oprócz zadawania tych jakże irytujących pytań.-Wiele dziewczyn mnie pragnęło.- na jego słowa głośno się roześmiałam.
Z pewnością były to tylko nastolatki. W sumie... to ja też nią jestem. Przynajmniej tak się czuje.
 -Serio myślisz, że mogłabym marzyć o kimś kto dosypał mi czegoś do drinka, a potem uprowadził?-spojrzałam na niego. Chłopak tylko wzruszył ramionami.
 -Ale cię nie zgwałciłem.-stwierdził wciąż patrząc się na mnie jak na jakąś smakowitą babeczkę, której mama nie pozwala mu zjeść przed obiadem.
 -I pewnie tego żałujesz?-brunet uśmiechnął się zawadiacko.
 Pogładził dłonią moje lewe odsłonięte udo. Po moim ciele przeszedł dreszcz.Wbił we mnie swój głodny, pełen pożądania wzrok. Po jego przyspieszonym oddechu wiedziałam, że coś jest nie tak.
 -Na pewno tego chcesz?-spytał poważnie.
Nie! Tak! Nie! W sumie... Tak!
 Przytaknęłam tylko.
Harry uchwycił moje usta w namiętnym pocałunku. Poczułam jego ciepłe wargi z utęsknieniem wpijające się w moje.
Ulokowałam swoje dłonie na jego policzkach, zaś on wplątał swoje w moje długie włosy. Oparł się o mnie, ale czułam, że starał się aby mnie nie przygnieść.
Powoli rozpięłam jego rozporek. Harry spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Czułam jak policzki pieką mnie od zalewających moją twarz rumieńców.
Niemal zdarł ze mnie T-shirt, który miałam na sobie i rzucił go w kąt. Nasze wargi wciąż pracowały na najwyższych obrotach.
Zdjęłam z niego dżinsy, które szczerze mówiąc wydawały mi się w tamtym momencie niepotrzebne.
Podobnie zrobiłam z jego koszulką, a on z moimi dżinsami.
 I nagle zostałam na samej bieliźnie, tak jak i Harry. Loczkowaty mruknął z przekąsem lustrując moje ciało.
Jakaś część mnie kazała przestać całować Stylesa. Oderwałam się od niego.
 -Harry, ja...-jęknęłam.
 -Co?-spytał uważnie mi się przyglądając.
 -Jeszcze nigdy tego nie robiłam.-mruknęłam uciekając od niego wzrokiem.
 -Naprawdę?-na jego twarzy malowało się zaskoczenie.
 -Nie wiedziałeś?-spytałam nie mniej zdziwiona.
 -Wiedziałem.-uśmiechnął się szyderczo.
 -Dupek.-mruknęłam, ale moja wypowiedź została stłumiona przez jego namiętny pocałunek. Znów poczułam to ciepło. Wody! Wody!
Jego męskość była już całkowicie gotowa. Czekałam tylko aż w końcu to minie. Bardzo się bałam, że będzie boleć, ale nie dałam po sobie tego poznać.
 Wszedł we mnie ściskając moje pośladki i wciąż namiętnie mnie całując. Poczułam lekki ból w mojej kobiecości, ale potem już tylko przyjemność. Stopniowo przyspieszał, a ja cicho pojękiwałam. W moim podbrzuszu budowało się uczucie, którego nigdy przedtem nie zaznałam.
 Wygięłam się w łuk i z trudem trzymałam się ramy łóżka, gdy on poruszał się we mnie.
-Haaaaary.-jęknęłam przeciągle. Oboje opadliśmy na łóżko próbując unormować oddech. Chłopak spojrzał się na mnie z czułością.
 Okryłam się dokładnie kołdrą i próbowałam uzasadnić sobie co właśnie przed chwilą się wydarzyło. W sumie nic takiego... Tylko straciłam dziewictwo z moim oprawcą. Zaraz, zaraz... OPRAWCĄ!

O matko i córko, co ja najlepszego zrobiłam?!

 Wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę drzwi, głupio myśląc o tym co tu się wydarzyło. Właśnie miałam chwytać za klamkę kiedy usłyszałam głos Harrego:
 -Dlaczego odchodzisz?
 -Właśnie uświadomiłam sobie co tutaj zaszło.-mruknęłam tępo wgapiając się w drzwi.
 -Co?-spojrzałam na bruneta karcąc go wzrokiem. Wywrócił oczami po czym spojrzał na mnie poważnie.-Dobrze wiesz, że tutaj nie działo się nic wbrew twojej woli.
 -Owszem, Styles. Tutaj wszystko dzieje się wbrew mojej woli.
_______________________________________
Możliwe, że zaskoczyłam was tym co podziało się w rozdziale. No cóż, kiedyś to musiało się zdarzyć.
Co do tych scen... Nie pisałam podobnych od x czasu więc jeśli coś jest nie tak to po prostu przepraszam.
No i ten... komentujcie.